Cjankali Friedricha Wolffa w Teatrze Panteon. Skandalizująca lewicowa sztuka nie mogła być zagrana w teatrze miejskim
Sztuka Cjankali niemieckiego dramatopisarza, lekarza i działacza komunistycznego nie tylko przedstawiała losy biednych robotników i robotnic, ale także stawiała pytanie o obowiązujące wówczas prawo karania kobiet za przerywanie ciąży. Polska prapremiera tego dramatu w reżyserii Leona Schillera w styczniu 1930 roku wywołała skandal i gwałtowne protesty. Dość brutalnie przedstawiono bowiem w tej sztuce m. in. sposoby, w jaki kobiety pozbywały się niechcianych ciąż. Na widowni Teatru Miejskiego w Łodzi (kierowanego wówczas przez Karola Adwentowicza) wszczynano burdy, puszczano gaz, rzucano probówkami z cuchnącą cieczą. Podobnie było w innych miastach. W Lublinie Cjankali początkowo miało być wystawione w Teatrze Miejskim przy ulicy Narutowicza (dzisiejszy Teatr im. Juliusza Osterwy), po protestach środowisk prawicowych spektakl został przeniesiony do teatru przy ulicy Jezuickiej, co złośliwie skomentowała „Ziemia Lubelska”:
Ociekający cnotą korporanci i czysta młodzież katolicko-narodowa – zajadle manifestowała, gdy chciano wystawić Cjankali w Teatrze Miejskim. Głupstwo, że nie wiedzieli o co chodzi w tej sztuce (...) – wypadało przecież pokrzykiwać. Za kilka dni Cjankali wystawiono w kinie Wiedza – za Krakowską Bramą i... żaden z tych bojowników obrażanej moralności nic zaprotestował. Czy uważali, że za Krakowską Bramą i to wolno?1
W Lublinie pokazano najpewniej nową wersję spektaklu, znacznie złagodzoną i poddaną cenzurze, tym razem wyreżyserowaną przez Karola Adwentowicza (byłego już dyrektora łódzkiej sceny) z Wandą Siemaszkową w roli matki głównej bohaterki. Oto jak zrelacjonował tę premierę Julian Tur:
Burza, wywołana przez Cjankali, w naszem mieście pod względem włożonej w nią siły tych żywiołów, które ją wznieciły w najmniejszym stopniu nie może być usprawiedliwioną wobec zupełnego wysterylizowania widowiska, ukazanego widzom na deskach Wiedzy.
Trzeba być beznadziejnie zepsutym człowiekiem i niepoprawnym tartufem, aby w wystawionej w Lublinie Cjankali dopatrzeć się jakichś momentów drastycznych, mogących posłużyć za powód do pożałowania godnych fermentów i demonstracyj.
Po skreśleniu przez cenzora tych niestrawnych ustępów Cjankali lubelskie posiada jeszcze dużo ciekawej treści dramatycznej. Jakkolwiek to co się zobaczyło nie fascynuje wybitnością walorów ani literackich ani artystycznych.
Z punktu widzenia czysto reżyserskiego sztuka się rozpadała i tylko dzięki zasadniczemu tłu, na jakiem się toczy zachowywała ona względną ciągłość, której, wprawdzie nic z winy wykonawców, w samym rozwoju akcji dopatrzeć się było trudno.
Zagadnienie poruszone w sztuce nie należy do drastycznych, lecz najboleśniejszych i najtragiczniejszych i stanowi przedmiot rozważań najwybitniejszych umysłów socjologów i lekarzy całego świata.
Warunki, w jakich Cjankali zostało wystawione, są więcej niż opłakane.
Pani Siemiaszkowa jak zwykle odtworzyła postać, której każdy ruch i słowo całkowicie zdobywały i sugestjonowały widza. O artystce tej można się wyrażać tylko w superlatywach. Jest ona pod każdym względem wybitną.
Z zespołu na wyróżnienie zasługuje gra pp. Senowskiej i Wojdalińskiej.
Dekoracje – rozpaczliwe.
Pokazy w Lublinie odbyły się bez większych problemów, o czym zresztą dość skwapliwie poinformowała niezawodna „Ziemia Lubelska”, uspokajając potencjalnych widzów, że „wykonawcy na czele z wielką heroiną, Wandą Siemaszkową, podziwiani byli przez licznie zebraną publiczność w skupieniu i niczem niezmąconym spokoju”. Nota bene – w tym samym czasie w Teatrze Miejskim można było oglądać występy warszawskich gwiazd z Hanką Ordonówną na czele.
[1] „Ziemia Lubelska” 1931…..
[2] „Ziemia Lubelska” 1931, nr 42
tekst: Jarosław Cymerman