Pisze Stanisław Krzesiński1:
Między wielu nowościami w tym kursie najważniejszymi jednak były Machabeusze, przedstawione na benefis pani Nowińskiej, i Chłop milionowy, na benefis Nowińskiego, który w tym czasie tak zawracał głowy warszawianom.
W Machabeuszach zacząwszy od podniesienia kurtyny aż do jej ostatniego zapuszczenia publiczność widziała same nowości, tak pod względem dekoracji, jak i garderoby! Malinowski miał pole do popisu. Wszystkie nowe dekoracje podług mego obrysu na sposób warszawski były, tak świetnie wykonane, że nic nie pozostawiały do życzenia! Garderoba syryjska i Hebrajczyków, kapłanów i arcykapłanów, licznego żołnierstwa, świetne zbroje, wspaniałe hełmy! – wszystko to zachwycało. Na lewitów wypożyczono koszule śmiertelne żydowskie, na kapłanów Jowisza – alby z naszych
kościołów, a wszystko to przyozdabiane stosownie było nie do poznania. Przygotowania do tej sztuki trwały przeszło trzy miesiące. Najprzód musiałem dobierać i rozpisywać muzykę na powiększoną orkiestrę, potem wydawać obrysy na wszystkie zbroje, hełmy i tarcze. Czterdziestu żołnierzy, przez półtora miesiąca uwolnionych od służby, rano i po południu uczyć musiałem ewolucyj i bitew, i wszystkich informacji tak licznych w tej sztuce! Ale też w dzień przedstawienia wszystko poszło jak z płatka. Zachwyt publiczności posuniony był do najwyższego stopnia. Bo też trzeba było widzieć, co to za gra była Nowińskiej w roli Salmony! Judeus – Nowiński a Mizael – Chełkowski byli wzorowymi! Otoczenie też nie zostawiało nic do życzenia. Obchód uroczysty lewitów w akcie pierwszym i poświęcenie chorągwi, ewolucje Syryjczyków przed Antiochem w akcie drugim, walki gladiatorów jako szermierzy, a następnie bitwa o chorągiew wykonane przeze mnie i Łapińskiego, tańce z girlandami dziesięciu dziewczątek przed posągiem Jowisza i zachęcających Mizaela do oddania mu pokłonu w akcie następnym, a w końcu przy palącej się Jerozolimie bitwy męskie i kobiece, pojedyncze i zbiorowe, śmierć Heliodora, wodza asyryjslnego, zabitego od pioruna przy strzaskaniu posągu Jowisza, niknąca wśród gorejącego stosu Salmona i przyjęcie jej ducha w poczet spuszczaących się po nią z palmami siedmiu cieni jej pomordowanych synów i cała apoteoza – wszystko stopniowo coraz więcej działało na efekt i zupełne zadowolenie widzów, których teatr pomieścić nie mógł. Tłoczono się, gdzie kto mógł, aby choć cokolwiek dojrzeć, trzeszczały ławki i bariery, przez roztwarte drzwi patrzono z korytarzy. Słowem, przepełnienie teatru było takie, iż lękano się wypadku. Przy nadzwyczajnych kosztach cena była prawie zdwojoną!Po skończonym widowisku publiczność, oceniając grę pani Nowińskiej i chcąc podziękować benefisantce za sprawioną przyjemność, jednogłośnie z okrzykiem ją przywoływała. Długo nie chciała się ukazać. Na koniec, gdy wychodziła, mąż jej rzekł: „Podziękuj też publiczności po swojemu”. Stała długo na scenie wśród hucznych i przeciągłych oklasków, a gdy się uciszyły, rzekła: „Uszczęśliwioną jestem, żem potrafiła zadowolić publiczność, ale boli mnie bardzo, że i ja nie mogę być równie zadowoloną z dochodu!”. Na takie dictum acerbum publiczność zgłupiała. Cichość zaległa salę i każdy zapytywał, czego pani Nowińska mogła jeszcze żądać, mając taki tłum widzów. Sądziła widać, że pomimo zdwojonej ceny rzucać jej będą liczne wzwyżki, a gdy tego nie było… uraza jej do publiczności nastąpiła!
Obrażeni też lublinianie znowu się od teatru odsunęli. I prośby nasze, i przekonywania, że za błąd i niedyskretność dyrektorowej nie należy nas karać – nic nie pomogły. Przyrzekano tylko, że każdy benefis, byle nie państwa Nowińskich, będzie liczny, ale inne przedstawienia to nie. Co więc komu benefis przyniósł, to nie wystarczało na pokrycie deficytów wypływających z ciągłych niedochodów.
1 Stanisław Krzesiński, Koleje życia, czyli materiały do historii teatrów prowincjonalnych, PIW, Warszawa, 1957, s. 87–88.