William Shakespeare
OTELLO

Latem 1866 roku Anastazy Trapszo – na samym początku swojego pobytu w Lublinie – zaprosił do prowadzonego przez siebie zespołu niezwykłego gościa. Był nim Ira Aldridge, uważany za pierwszego czarnoskórego aktora szekspirowskiego w dziejach teatru. Ów artysta pochodzący ze środkowej Afryki, ponoć syn króla jednego z tamtejszych plemion, wychował się w Ameryce, a karierę sceniczną robił między innymi na deskach scen brytyjskich, grając u boku samego Charlesa Keana. Później wyruszył w nieustające tournée po Europie.

Aldridge jako Otello, litografia, 1854, w zbiorach Fogler Sheakspeare Library.

Aldridge i Trapszo poznali się najpradopodobniej w warszawskim Teatrze Rozmaitości, gdzie grali w Otellu (Aldridge oczywiście tytułową rolę, a „patriarcha Anastazy” Jagona). Lubelski antreprener skorzystał z okazji, że czarnoskóry aktor wracał z gościnnych występów w Moskwie do Warszawy i zaprosił go do Lublina, by wystąpił na scenie przy ulicy Jezuickiej.

Sensacja była duża, bo kilka dni wcześniej “Kurier Lubelski” donosił:

Ira Aldridge, Harvard Theater Collection.

Nadesłano nam mnóstwo różnych wycinków z gazet zagranicznych, w których znakomita gra p. Ira Aldridge najświetniej jest opisywana. Zdaje nam się zbytecznem przytaczać tu ustępy z tych opisów, sława artysty tego zbyt głośną jest, aby obcą być miała naszej publiczności; podamy więc tylko wyjątek z listu dyrektora teatru w Żytomierzu, gdzie obecnie bawi p. Aldridge, pisanego w tych dniach do p. Trapszy. List ten brzmi jak następuje:

„Donoszę panu w imieniu p. Aldridge, który mnie o to prosił, że debiuta jego w Żytomierzu kończą się 13 sierpnia. Do Lublina przyjedzie 18 lub 20 sierpnia na parę tylko występów. Chciej pan sztuki, w jakich ma wystąpić wcześnie obsadzić i wyuczyć. Zapał z jakim publiczność tu w Żytomierzu i Kijowie przyjmuje tego artystę, trudny jest do opisania; pomimo podwójnych cen każda reprezentacyja jest przepełniona a publiczność po każdem przedstawieniu literalnie zarzuca debiutanta wieńcami i bukietami, bo choć on mówi swoją rolę po angielsku, ale gra jego jest tak wyrazista, że każdy go pojmuje. Nie wątpię, że publiczność lubelska wdzięczna panu będzie za tę nową dla niej przyjemność”1.

Anons w “Kurierze Lubelskim” z 3 (15) sierpnia 1866 roku.

Dla “podgrzania” atmosfery niezwykłego wydarzenia i przygotowania widowni na kryminalną fabułę dramatu “Kurier Lubelski” przedrukował spory fragment Aktu V ze słynną sceną morderstwa, która była oczywiście sceną popisową dla czarnoskórego artysty.

“Kurier Lubelski” z 3 (15) sierpnia 1866 roku.

Lublinianie oglądali grę Aldridge’a jako Otella 15 i 16 sierpnia 1866 roku. Później jeszcze wystąpił w roli Żyda Shylocka w Kupcu weneckim i w komedii Pustoty hiszpańskie Victora, w której grał czarnoskórego bohatera o imieniu Mungo. Jeśli wierzyć sprawozdawcy „Kuriera Lubelskiego” Aldridge zachwycił lublinian. Oto jak opisywał on jego grę:

Chwytamy za pióro, by w kronice teatru naszego zanotować jedną z najpiękniejszych chwil, jakie nam dało wystąpienie europejskiej sławy tragika p. Ira Aldridge. Pierwsze to i może na długo jedyne zjawisko na scenie naszej, którego oglądanie pewnym tylko przyjaznym okolicznościom mamy do zawdzięczenia; nic więc dziwnego, że pomimo zdublowanej ceny wszystkich miejsc, pierwsze we środę przedstawienie Otella ciekawych pomieścić nie mogło, część zatem znaczna nazajutrz dopiero na powtórzeniu tej tragedii ciekawość swoją zaspokoić mogła. Z dwóch tych występów zebrane wrażenia zbytecznie byłoby tłomaczyć, zbyteczne byłoby opisywanie gry jego, bo listek pochwały do tak świetnie błyszczącego wieńca sławy, blasku nowego nie doda. Lecz nie odrzuci go p. Aldridge, bo skromny ten listek z tak cichego zerwany ustronia, więcej mu chluby czynić winien, jak laury stolic całego świata; nie żądza wzbudzenia podziwu w stutysiącznej ludności bowiem, ale koleżeńska przyjaźń przywiodła go w to zaściankowe miasteczko, które w ubogiej swej prostocie skromną zaledwie zdolne jest złożyć ofiarę za jego szlachetne uczucie. Tłumnie zebrana publiczność pełnemi piersiami pochłaniała najdrobniejsze szczegóły gry p. Aldridga a chociaż język angielski wielką był przeszkodą do zrozumienia treści słów jego, to jednak gra była tak wyrazista, że objaśnień nie było potrzeba. Dziwnie brzmiący dla ucha naszego ten język, zwłaszcza jeszcze w jędrnym Szekspirowskim wierszu, nie zdołał zatrzeć wrażeń subtelnością gry wywołanych. Jakiż to szczytny wzór, z którego wielkie owoce oby artyści nasi zebrać potrafili. Dwa krańce ostateczne uczuć ludzkich, toczące walkę w jednem sercu, wściekłość z miłością – dziki w zapalczywości a słodki w pieszczotach – a w tem wszystkiem spokój. Zdawać by się powinno, że ten dziki potwór nie człowiek, rozdrażniony w najświętszem swojem uczuciu, zamieni się w panterę z klatki na zdobycz swoją wypuszczoną, że wściekłością miotany, jak tygrys nad ofiarą swoją pastwić się będzie, tymczasem ta wściekłość w jednym susie całą moc swoją wyraziła, pastwienie się zaś, dławienie ofiary, było czemś więcej jak potwornością, było mściwością zaczajonej hyeny. – O Lublinie, kiedyż takiej drugiej doczekasz się chwili? – Trudne było zadanie naszych artystów obok tak jasnego słońca – wysilenia było dużo. Pani Laskowskiej dostała się w udziale „Desdemona”, małą była w porównaniu, ale wielką w sobie, takim był i p. Trapszo w Jagonie, chociaż charakter tej postaci zamiast nikczemnością nacechować, w żartobliwość przystroił2.

Nieco mniejsze wrażenie czarnoskóry aktor zrobił na lubelskim korespondencie „Kuriera Warszawskiego”:

Zapowiedziany i oczekiwany sławny tragik, P. Ira Aldridge, przybył do nas na koniec i w d. 15 b. m. mieliśmy przyjemność widzieć go w przybytku Melpomeny naszej; w tragedii Shakespeara, Otello, czyli Murzyn wenecki, w roli Otella. Ocenienie gry jego nie do nas należy, gdyż Europa już ją oceniła; my tylko powiemy, że pomimo podwojonej ceny biletów, teatr był napełniony, a ciągłe i rzęsiste oklaski świadczyły o zadowoleniu publiczności. Dnia następnego, powtórzono toż samo przedstawienie, ale publiczność nie była już tak liczna. Jutro, to jest dnia 18-go, dany będzie dramat: Kupiec wenecki3.

“Kurier Lubelski” 1866, nr 67 (18 sierpnia). 

Po tej relacji z teatru przy ulicy Jezuickiej autor tego tekstu podpisany jako „A. Bart.” przeszedł do kolejnych informacji z miasta – między innymi o tym, że „po ciągłych deszczach cieszymy się teraz stałą pogodą”, „cholery dotąd u nas nie ma, było kilka wypadków choleryny, lecz te ukończyły się szczęśliwie; troskliwa jednak Rada Miejska przedsięwzięła środki ostrożności, bo nawet szpitale są już urządzone”. A wreszcie o tym, że „wkrótce otworzony będzie zakład fryzjerski w Hotelu Europejskim i spodziewamy się, że znany naszemu miastu z tyloletniej bytności w Zakładzie Pan Antoni Czernicki, godnie odpowie wszelkim żądaniom publiczności.”

“Kurier Lubelski” relacjonował wszystkie spektakle. Po Kupcu weneckim pojawiła się taka opinia:

Po dwóch przedstawieniach Otella ujrzeliśmy w sobotę p. Ira Aldridga w Kupcu weneckim w roli Szyloka. Zupełnie to odrębny charakter od owego dzikiego syna skwarnej Afryki, zdawałoby się, że tylko wściekłość, dzikość i fanatyzm właściwym być może dla znakomitego tragika, że obce dla niego wszelkie inne uczucia. Tymczasem charakter Szyloka nie był żadną dzikością nacechowany, a jednak p. Aldridge dowiódł w nim, że wysoki talent swój nie w jednym tylko rozwinął kierunku. W niedzielę publiczność po raz trzeci oglądała Otella, w poniedziałek zaś Kupca weneckiego powtórzono. Na tem miała się skończyć serya występów p. Aldridga, gdy na powszechne żądanie, prawie w ostatecznej chwili, zdecydował się dać jeszcze jedno przedstawienie pożegnalne, które tym więcej jeszcze zaciekawiło publiczność, że p. Ira Aldridge ma wystąpić w komedii, w której występował w ostatniej podróży swojej po Cesarstwie, i jak słyszeliśmy ma być w niej arcywybornym i wysoko komicznym. Oprócz tego przedstawiony będzie ostatni akt Otella i wyjątek z tragedyi Zbójcy4.

Ten nadprogramowym spektakl i serdeczne pożegnanie zagranicznego artysty także zostały w “Kurierze Lubelskim” opisane:

Portert Iry Aldridge’a autorstwa Tarasa Szewczenki.

Towarzystwo dramatyczne pod dyrekcją p. Trapszy zostające, po skończonych gościnnych występach tragika p. Ira Aldridge, pragnąc złożyć dowód prawdziwego ocenienia talentu jego, uczciło go pożegnalną wieczerzą. P. Aldridge dziękując za przyjacielskie objawy sympatyi, jakiemi w ciągu jego tu pobytu, darzyło go całe towarzystwo, w nader pochlebnych dla wszystkich wyrazach wynurzył miłe uczucia, z jakiemi miasto nasze opuszczać będzie, a które mu na długo najmilszem pozostaną wspomnieniem. Dyrektor w imieniu swego towarzystwa podziękował panu Aldridge za trudy i pracę, a w końcu całe towarzystwo wyraziło swe podziękowanie i wdzięczność dla publiczności lubelskiej, za tak czynne i życzliwe poparcie usiłowań dyrekcyi, w jakiż taż i nadal ustawać nie będzie. Podziękowanie to ninejszem jesteśmy obowiązani powtórzyć, przyczem w imieniu tejże publiczności składamy nawzajem podziękowanie dyrekcyi, łącząc zapewnienie, że trudy jej nie pozostaną nigdy bez prawdziwego i życzliwego ze strony publiki lubelskiej uznania.

- Zapowiedzieliśmy w poprzednim numerze o wystąpieniu p. Aldridge w komedii, które miało być ostatniem pożegnalnym przedstawieniem. Nie przesądziliśmy wydając z góry zdanie nasze. P. Aldridge w Pustotach hiszpańskich w roli murzyna Mungo jest niezrównany. Ogromne przejście z Otella do Munga nie koniecznie dobrze nas usposabiało, pod wrażeniem tak wysoko tragicznej roli Otella zdawało się, że komedya sprofanuje całą jego świetność i urok, pod wpływem którego pragnęliśmy pozostać. Tymczasem pomimo tak wielkiej różnicy w dwóch tych charakterach, wysoko wyrobiona gra p. Aldridga kazała nam zapominać o charakterze roli, a podziwiać talent. Komedya ta raz jeszcze we czwartek powtórzona, zakończyła szereg występów p. Aldridga, któremu publiczność w najserdeczniejszych ojawach podziękowanie swoje za tyle chwil przyjemnych złożyła. We środę odegrany przez p. Trapszę wyjątek ze Zbójców nie pozostawiał nic do życzenia; gra p. Trapszy była znakomicie wypracowana – a w Łobzowianach we czwartek p. Delchau rolę Protaza całym zasobem komizmu przystroił i tak w tej komedii, jak w Pustotach hiszpańskich, obok p. Aldridga współubiegał się z tym wielkim artystą5.

“Kurier Lubelski “ 1866, nr 66 (3/15 sierpnia).

Duży artykuł o wizycie Iry Aldridge’a w Lublinie Aktor murzyński na lubelskiej scenie opublikował Stefan Kruk w „Kamenie” 1976, nr 6.

Przypisy:

  1. “Kurier Lubelski” 1866, nr 63 (23 lipca/4 sierpnia)

  2. “Kurier Lubelski” 1866, nr 67 (6/18 sierpnia)

  3. “Kurier Warszawski” 1866, nr …. (17 sierpnia)

  4. “Kurier Lubelski” 1866, nr 68 (10/22 sierpnia)

  5. “Kurier Lubelski” 11866, nr 69 (13/25 sierpnia)

tekst: Jarosław Cymerman

Streszczenie

tragedia w pięciu aktach

przekłady: Stanisław Barańczak, Krystyna Berwińska, Bohdan Drozdowski, Ludwik Osiński, Józef Paszkowski, Zofia Siwicka, Maciej Słomczyński, Władysław Tarnawski, Leon Ulrich i in.

obsada: 13 ról i epizodów męskich, 3 role kobiece oraz oficerowie, panowie, gończy, majtkowie, słudzy

premiera: Londyn 1604, premiery polskie: Warszawa 1801 (w przeróbce Ducisa), Warszawa 1862 (pierwsze w Polsce przedstawienie Szekspira w przekładzie z oryginału).

Scena z Otella

Wenecja. Na ulicy spotyka się młody szlachcic Rodrygo, zakochany bez wzajemności w pięknej córce patrycjuszowskiej Desdemonie, i Jagon, który mówi mu, że dziewczyna wzięła tej nocy potajemnie ślub z Murzynem Otellem, generałem pozostającym w służbie wenecjańskiej. Jagon jest jego chorążym. Nienawidzi wodza, ponieważ zamiast niego awansował Kasja, a także z powodu plotki o tym, że jego żonę Emilię i Otella łączył romans. Ambitny żołnierz poprzysiągł zemstę i teraz namawia Rodryga, aby powiadomił Brabancja, ojca Desdemony, o ucieczce córki z Otellem.

Zrozpaczony starzec udaje się na skargę do Doży. Trafia na ważne posiedzenie senatu. Oto kolejni posłańcy niosą wieści o niepokojących ruchach loty tureckiej, która zagraża Cyprowi, wyspie znajdującej się pod władzą Wenecji. Jedynie wódz tej miary co Otello może uratować sytuację. Doża słucha więc życzliwie opowieści Murzyna i Desdemony o wzajemnej miłości, godzi się na ich związek i zleca mu objęcie dowództwa. Brabancjo przestrzega niepożądanego zięcia: „Pilnuj jej, bo zwiódłszy ojca, może zwieść i ciebie”. Cypr obchodzi radośnie koniec niepokojów. Groźna burza morska zatopiła flotę nieprzyjacielską. Otello, witany jako triumfator, spotyka się na wyspie z ukochaną małżonką w radosnym, świątecznym nastroju. Jest tu także posępny Jagon, który rozpoczyna przemyślną intrygę zmierzającą do zguby swoich nieprzyjaciół. Na początek aranżuje huczną zabawę, upija niedawno awansowanego Kasja i doprowadza do jego kompromitacji w czasie zainscenizowanej awantury. Następnie z pomocą swojej żony Emilii, niedomyślającej się przewrotnych intencji, wikła w intrygę Desdemonę, namawiając ją, by wstawiła się do Otella z prośbą o darowanie winy młodemu oficerowi. Teraz Jagon budzi w sercu generała podejrzenie, że żona jest mu niewierna. Przychodzi mu to tym łatwiej, że Kasjo jest znanym hulaką, ma przy sobie kochankę Biankę, co może stwarzać dwuznaczne sytuacje i nieporozumienia.

Scena z Otella

Jagon, występując w roli oddanego przyjaciela Otella, podsyca zasiany w nim niepokój. Murzyn ofiarował niegdyś żonie piękną chusteczkę, która była pamiątką ich najtkliwszych chwil. Jagonowi udaje się ją zdobyć i podrzucić Kasjowi, a potem przekonać wodza, że to Desdemona dała ją swemu kochankowi. Otello pozwala się wieść przez wszystkie kręgi piekła zazdrości; całą ufność, jaką miał do żony, przelewa teraz na Jagona i mianuje go swoim namiestnikiem. Ten zaś nieubłaganie toczy swoją grę. Podstępnie ściągnął na Cypr zawiedzionego Rodryga, podjudza go przeciwko Kasjowi, doprowadza do krwawej rozprawy, a potem – występując w roli stróża porządku – zabija młodego Wenecjanina.

Tej samej nocy Otello dusi Desdemonę. Wzdraga się przed tym czynem, ale uważa, że musi go dokonać, gdyż niewierna kobieta zwiodłaby także innych. Plan Jagona został doprowadzony do końca. Ale jego własna żona, rozpamiętując niewinną śmierć Desdemony, zdołała przejrzeć intrygę i wyjawia prawdę. Przypłaca to śmiercią z ręki męża. Dla Otella jednak nie ma już ratunku – runął cały jego świat, wiara w miłość, przyjaźń. Zabójczy cios kieruje we własną pierś. Musi się zabić.

Jagon został ujęty, jest ranny, ale nie śmiertelnie. Ma być ukarany z całą surowością prawa.

Źródło: Stanisław Marczak-Oborski, Przewodnik teatralny: wydanie internetowe przejrzane i uzupełnione przez Hannę Adamkowską i Annę Nastulankę, Intytut Teatralny, Warszawa 2016.

Search

Wpisz poniżej wyszukiwaną frazę, po czym wciśnij przycisk "Szukaj".

Cookies

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony oznacza, że cookies będą zamieszczane w Państwa urządzeniu; więcej informacji znajdą Państwo w polityce prywatności.

Należy zaakceptować cookies, aby przeglądać zawartość strony. Decyzję można w każdym momencie zmienić w ustawieniach przeglądarki.