Miejsce/ Galeria na Prowincji
Fundacja Galeria na Prowincji została powołana do życia w 1990 roku. Była to lubelska inicjatywa obywatelska prowadzona przez dwóch historyków sztuki: Waldemara Mirka i Jana Kaweckiego oraz grupę ich przyjaciół i wolontariuszy. Realizowała autorski program kulturalny pod hasłem: „Stare Miasto – serce Lublina". Jednym z jego kluczowych założeń była rewitalizacja przejętego za symboliczną kwotę od Skarbu Państwa zrujnowanego teatru przy ulicy Jezuickiej. W ciągu swojej kilkunastoletniej działalności Fundacja wypracowała model łączenia różnych gałęzi sztuki z lokalnym dziedzictwem, za co trzykrotnie znalazła się wśród wyróżnionych laureatów kilku edycjach konkursu Fundacji Kultury „Małe ojczyzny – tradycja dla przyszłości". W 2000 roku została wyróżniona w konkursie ogólnopolskim Fundacji im. Stefana Batorego „Porządnie poza Rządem". W 2001 roku Kapituła III edycji Konkursu na Najlepszą Inicjatywę Obywatelską „Pro Publico Bono", oceniając „inicjatywy podejmowane przez wolnych obywateli Niepodległej Rzeczypospolitej, działających w służbie dobra wspólnego, postanowiła przyznać lubelskiej Fundacji Wyróżnienie Specjalne w kategorii inicjatyw edukacyjnych na rzecz kultury i dziedzictwa narodowego". W 2003 roku liderzy Fundacji zostali nagrodzeni przez Niezależną Fundację Popierania Kultury Polskiej „Polcul Foundation" z siedzibą w Sydney. W 2004 roku Fundacja została zaproszona do udziału w projekcie Sezon Polski we Francji „Nova Polska".
W tym samym czasie w Lublinie zaczęły pojawiać się głosy, że właściciele fundacji dopuścili się rażących zaniedbań wobec będącego pod ich opieką budynku teatru, nie podejmując remontu i pogłębiając dewastację, przez co stworzyli realne zagrożenie dla jego istnienia. Sprawa nabrała medialnego rozpędu i zaangażowała wiele środowisk i instytucji. Prokuratura na wniosek lubelskiego urzędu ochrony zabytków postawiła właścicielom fundacji zarzuty karne. W procesie, który zakończył się w lipcu 2006 roku, obaj zostali uniewinnieni, jednak zdecydowali się zakończyć działalność publiczną, był to również koniec aktywności Fundacji Galeria na Prowincji w Lublinie. Nieco wcześniej, we wrześniu 2005, budynek teatru wrócił do Skarbu Państwa, a następnie trafił do miasta, które w funduszach europejskich znalazło sposób na uratowanie zabytku. W projekcie rewitalizacji skorzystano z pomysłów i projektów i rozwiązań, których Fundacja dopracowała się, zarządzając budynkiem.
Ostatni epizod kończący działalność fundacji pozostaje owiany mgłą niedopowiedzeń, domysłów i medialnych uproszczeń i wciąż czeka na pełnowymiarową opowieść. Zbierając do niej materiały, prezentujemy wywiad z Waldemarem Mirkiem, prezezem Fundacji Galeria na Prowincji, przeprowadzony w 2022 roku przez Agnieszkę Dybek.
Agnieszka Dybek: Czy pamięta Pan, co było impulsem do tego, że zainteresował się Pan Teatrem Starym w Lublinie?
Waldemar Mirek: Pierwszy raz budynek Teatru Starego odkryłem na początku lat 80. XX wieku, krótko po stanie wojennym. Wtedy było to kino Staromiejskie. W witrynie wisiały ostatnie plakaty seansów, ale kino było nieczynne. Interesująca forma architektoniczna i lokalizacja wzbudziły we mnie ciekawość oraz pozostały w pamięci.
Niedługo potem przyjechałem ponownie do Lublina. Tym razem na egzaminy wstępne na historię sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Prawie każdego dnia, po egzaminach na uczelni, spędzałem wolny czas na Starym Mieście i któregoś dnia przypadkowo pod teatrem znalazłem się w grupie turystów zwiedzających miasto z przewodniczką. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy ciekawą historię tego budynku, rodziny właścicieli, ich losy w czasach powojennych i w stanie wojennym. Opowieść przewodniczki była dla mnie tak emocjonalna, że odniosłem wrażenie, jakby już niedługo Teatr miał znów zacząć działać. Jestem przekonany, że wielu słuchaczy miało podobne wrażenie. Postanowiłem, że przy najbliższej okazji wybiorę się do Staromiejskiego, kiedy tylko otworzy swoje podwoje. Nie wiedziałem, że kino już nigdy nie wystartuje z nowym sezonem.
AD: Jak wówczas wyglądał obiekt i jego otoczenie? Jaki był jego status prawny?
WM: Sam budynek nie był w najlepszym stanie. Na fasadzie od strony ulicy Dominikańskiej zapamiętałem zarysowania i zacieki na fasadzie. Zdaje się, że na zasceniu mieściło się biuro, ponieważ przy drzwiach widniał szyld. Na drzwiach budynku, na ścianach, wisiały odklejające się plakaty i ogłoszenia. Graffiti i antysemickie symbole też utkwiły mi w pamięci. Napis „Staromiejskie” na fasadzie od ulicy Jezuickiej nie pasował do klasycystycznych płaskorzeźb masek i gryfów. Metaloplastyka „Kino Staromiejskie” zdobiąca róg budynku u zbiegu ulic Dominikańskiej i Jezuickiej (wtedy Trybunalskiej) akcentowała miejsce.
Otoczenie budynku, jak i całe Stare Miasto, poza Rynkiem i ulicą Grodzką, nie budziły zachwytu, ale przyciągały magią i pobudzały wyobraźnię. W zniszczonych murach, w podwórkach słychać było odgłosy pulsującego życia.
Nie interesowałem się wtedy ani statusem prawnym teatru, ani innymi historycznymi obiektami na Starym Mieście. Jedynie ubolewałem nad ich stanem i zadawałem sobie pytanie, dlaczego Stare Miasto popada w ruinę i dlaczego tak niewiele się w tej sprawie robi.
W czasie studiów chyba dwukrotnie miałem okazję wejść do wnętrza teatru. Pierwszy raz, kiedy trwały jakieś roboty we wnętrzu. Drzwi były otwarte i słyszałem głosy. Pomyślałem, że kino zacznie ponownie działać i wszedłem do środka. Zobaczyłem po raz pierwszy w życiu historyczne drewniane loże i widownię. Niestety ich kolorystyka nie pasowała do architektury i stylu epoki, w której wnętrze powstało. Nie zaskoczyło to mnie, bo ten kolor farby był wówczas wszechobecny, począwszy od lamperii w szkołach i urzędach, przez klatki schodowe kamienic, po hale dworcowe i publiczne toalety.
Kilka lat później, kiedy przechodziłem obok teatru, zauważyłem otwarte wejście od strony podwórka. Naturalna ciekawość powiodła mnie do wnętrza. Wyłamane drzwi, brak widowni, zmagazynowane jakieś materiały sprawiały opłakane wrażenie. Dla młodego historyka sztuki, pełnego ideałów, ten stan rzeczy wydawał się co najmniej dziwny… Musiało to być pod koniec lat 80.
Po latach, kiedy Fundacja została właścicielem obiektu, odkryłem, że owe materiały były to szesnastowieczne belki stropowe z kamienic w Rynku, a budynek teatru służył jako ich magazyn. W czasie pożaru teatru cześć tych belek spłonęła, podobnie jak historyczne drewniane loże na widowni.
Po studiach jako młody historyk sztuki, z doświadczeniem w Scenie Plastycznej KUL Leszka Mądzika, wraz z grupą przyjaciół powołałem do życia Fundację Galeria na Prowincji. Dla mnie osobiście motorem do podjęcia takiej decyzji były homilie Jana Pawła II oraz słynne słowa Tadeusza Mazowieckiego: „Bierzcie sprawy w swoje ręce”. Ogromne znaczenie miały dla mnie rozmowy z prof. Antonim Malińskim i jego żoną Danutą Malińską, prof. Haliną Taborską i Bolesławem Taborskim, prof. Jerzym Lileyko, prof. Stanisławem Chojnackim i prof. Wojciechem Chudym. Spotkania i rozmowy z tymi osobowościami sprawiły, że umocniła się we mnie postawa obywatelska i czując moralne wsparcie autorytetu moich rozmówców, wraz z przyjaciółmi opracowaliśmy program Fundacji Galeria na Prowincji na rzecz Starego Miasta w Lublinie.
Jak pamiętamy, pod koniec lat 80. w kraju kwitło bezrobocie, bez koneksji trudno było zdobyć pracę, w szczególności jako historyk sztuki. Wiele osób stało przed wyborem: wyjechać za granicę czy też zacząć coś z własnej inicjatywy.
Pierwsza wizyta i rozmowa w gabinecie Minister Kultury i Sztuki Izabeli Cywińskiej podbudowały mój niepoprawny optymizm i dodały entuzjazmu do dalszych działań i ogromnej pracy nieliczonej w roboczogodzinach. Pociągnąłem za sobą również moich najbliższych. Żyliśmy nadzieją, że dzięki pracy, pomysłom, dążeniu do profesjonalizmu i jakości naszej oferty artystycznej i kulturalnej staniemy się partnerem dla miasta, regionu oraz zostaniemy docenieni i wsparci przez rząd demokratycznego państwa i jego obywateli oraz EU. Jako dwudziestoparolatkowie mieliśmy prawo żyć takimi ideałami i wierzyć w demokrację... na fali trwających przemian społeczno-kulturowych i politycznych Polski tego okresu
Leszek Bobrzyk, prezydent Lublina, dał naszej organizacji szansę na rozpoczęcie sezonu kulturalnego i artystycznego w nowo odrestaurowanym gmachu Trybunału Koronnego na Starym Mieście. Kieszonkowa mapka Starego Miasta z nazwami nowych ulic i cykl koncertów Arcydzieła Muzyki Kameralnej połączony z cyklem wystaw plastycznych zainaugurowały program Fundacji Galeria na Prowincji, który zawarliśmy w haśle „Stare Miasto – Serce Lublina”. Inicjatywa znalazła poparcie wśród najwybitniejszych artystów cieszących się międzynarodowym uznaniem, a nasza obywatelska postawa komentowana była w szerokich kręgach… W sumie od 1991 do 2005 roku zrealizowanych zostało ponad 250 koncertów oraz wystaw plastycznych. Również media na bieżąco uczestniczyły w organizowanych wydarzeniach i inicjatywach fundacji.
Na horyzoncie pojawił się budynek zabytkowego kina Staromiejskiego, który uległ pożarowi i wystawiony został na przetarg.
W tym czasie rozważałem wraz z zarządem Fundacji pomysł stałej siedziby dla organizacji i jej programu. Koledzy ze studiów: Barbara Stolarz i Dariusz Kopciowski, zatrudnieni w biurze konserwatora zabytków, dodali mi odwagi do rozpoczęcia rozmów z Haliną Landecką. Fundacja Galeria na Prowincji zgłosiła swoją ofertę podźwignięcia zabytku z ruiny i zakupu obiektu za symboliczną złotówkę. Okazało się, że pierwszy przetarg został unieważniony, a w drugim byliśmy jedynym partnerem podtrzymującym ofertę.
Nasza oferta obejmowała rozpoczęcie działań przywracających pamięć miejsca i historii byłych właścicieli zabytku, poszukiwanie partnerów i sponsorów projektu odrestaurowania Teatru Starego i stworzenia w nim Międzynarodowego Centrum Sztuki, zbiórki publiczne, działania artystyczne i społeczne na rzecz społeczności lokalnej.
Czas odrestaurowania obiektu miał być określony po opracowaniu pełnej dokumentacji konserwatorskiej i projektowej dla Teatru Starego w Lublinie. „Teatr Stary w Lublinie” jako nazwa, zaczął od tego momentu funkcjonować w dokumentach Fundacji Galeria na Prowincji, by podkreślić jego rangę historyczną wśród teatrów europejskich i powoli wypierał ze świadomości społeczności lokalnej nazwę „kino Staromiejskie”. Prawdopodobnie w tym czasie zacząłem mówić o marce Teatr Stary w Lublinie jako produkcie budującym wizerunek Miasta Lublin. Niewiele osób rozumiało o czym mówię i komentowano to co najmniej niejednoznacznie, a mnie postrzegano jako „lewitującego nad ziemią”. W urzędach, w biurach potencjalnych sponsorów oraz w międzynarodowych kręgach zaczęliśmy rozmawiać tylko o Teatrze Starym w Lublinie jako drugim po Starym Teatrze w Krakowie zachowanym w niezmienionym kształcie budynku teatralnym w Polsce. Pragnę zaznaczyć, że wielu moim rozmówcom moje relacje wydawały się wyssane z palca... były zbyt niewiarygodne.
AD: Kiedy i kto podjął decyzję, że Fundacja Galeria na Prowincji będzie się starała o przejęcie teatru?
WM: Naturalnie, zarząd Fundacji, którego jestem prezesem i jednym z fundatorów, podjął decyzję zakupu obiektu od Skarbu Państwa.
Decyzja, że Fundacja może zakupić nieruchomość, zapadła w Ministerstwie Kultury i Sztuki oraz u generalnego konserwatora zabytków. W tym czasie osobiście przeprowadziłem szereg rozmów w urzędach i biurach: wojewódzkiego konserwatora zabytków, Prezydenta Miasta Lublina, Wojewody Lubelskiego, Urzędu Rejonowego w Lublinie, gabinecie Ministra Kultury i Sztuki, gdzie usłyszałem wiele deklaracji, które z dzisiejszej perspektywy wydają mi się bez pokrycia. Poklepywanie po ramieniu, przysłowiowe „Obywatelu, wicie – rozumicie” albo sakramentalne „Brakuje funduszy” doskonale obrazują rzeczywistość tamtych lat.
AD: Jak wyglądały wówczas procedury i jakie kroki musiał Pan podjąć w tej sprawie?
WM: Nie wiem, czy obecne procedury różnią się od ówczesnych, obowiązujących w latach 90., bo od kilkunastu lat nie zagłębiam się w te tematy.
Dla mnie osobiście jako młodego niedoświadczonego człowieka procedura była wyjątkowo skomplikowana i zapewne dzisiaj nie podjąłbym się podobnego zadania. Kroki, które musiałem podjąć, wymagały ode mnie merytorycznego przygotowania i pewności, że postępuję zgodnie z obowiązującym prawem i przepisami.
AD: Z jakimi reakcjami spotykał się Pan, gdy zaczął działać w kierunku zakupu Teatru Starego: kto pomagał, kto odradzał – czy była jakaś dyskusja na ten temat?
WM: Słyszałem: „Nareszcie może zacznie się coś pozytywnego dla tego miejsca”, „To trudne zadanie”, ale na samym początku naszych działań pojawiły się również gratulacje i deklaracje pomocy. Ogarnął nas entuzjazm i poczucie, że czynimy Dobro. Oczywiście w gronie najbliższych, jak również we mnie samym, pojawiło się wiele obaw. Ale liczne rozmowy o przemianach w kraju, nowych funduszach europejskich, potencjalnych kontaktach z międzynarodowymi organizacjami kreśliły pozytywną perspektywę dla podjętej społecznej inicjatywy. Wśród artystów i społeczności lokalnej na Starym Mieście od razu pojawiła się empatia i solidarność, czego wyrazem były wspólne akcje, koncerty, wystawy, festiwale sprzyjające propagowaniu idei restauracji Teatru Starego w Lublinie. Hasło „Stare Miasto – serce Lublina”, które pojawiło się w naszych tekstach, na plakatach i ulotkach, jak również na naklejkach w formie białego serca, podobnego do serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, spowodowało, że nawet właściciele tworzących się lokali na Starym Mieście włączali się do inicjowanych przez naszą organizację akcji społecznych. Moje rozmowy z przeorem klasztoru Ojców Dominikanów oraz objęcie przewodnictwa w Społecznym Komitecie Ochrony Zabytków Lublina, stworzyły podwaliny do takich projektów jak Dni Starego Miasta czy Wigilia Starego Miasta, realizowanymi dla dobra wspólnego. Ciągle nowe pomysły i chęć niesienia pomocy dobrosąsiedzkiej zostały mi w pamięci. Nie sposób w kilku słowach opisać wszystkie inicjatywy. Ale jestem przekonany, że są dość dobrze udokumentowane w mediach i publikacjach. Można do nich dotrzeć w archiwach, czytelniach bibliotek. Naturalnie oko badacza historii i kontekst, który tutaj opisuję, powinny być narzędziem spojrzenia na medialne relacje tamtego okresu.
Osobiste rozmowy z Jerzym Makowskim również wiele mi uświadomiły. Usłyszałem bardzo emocjonalne wyznania, historie z okresu wojny i lat powojennych. Odnosiłem wrażenie, że dla Jerzego Makowskiego zapaliło się światło nadziei. Ale w czasie kilku kolejnych spotkań zaobserwowałem zmianę stosunku do mnie wynikającą jakby z wpływu osób trzecich oraz postępującego wyczerpania tego doświadczonego przez los człowieka. W późniejszych latach rozmowy z jego synem i członkami dalszej rodziny dały mi szerszy „horyzont spojrzenia” na fakty i historię związaną z budynkiem teatru i rodziną Makowskich.
Podczas naszych działań w teatrze miały miejsce przykre, wręcz niebezpieczne, czy też przynoszące finansowe straty sytuacje i wydarzenia. Na samym początku zdarzało się rzucanie za mną cegłami z lokalnych bram, kiedy przychodziłem do budynku, wyzwiska, wyłamywanie drzwi, noclegownia we wnętrzu, wybijanie szyb w nowo zainstalowanych oknach, kradzież, włamania, bezprawne robienie pod teatrem wysypiska śmieci, za które Fundacja potem ponosiła odpowiedzialność i miała do czynienia ze Strażą Miejską – to niektóre przykłady sytuacji, z którymi musiałem sobie radzić jako prezes organizacji zarządzającej nieruchomością. Zgłoszenie problemu odpowiednim służbom i rozmowy na ten temat w urzędach niejednokrotnie kończyły się u mnie poczuciem bezradności i tzw. opadaniem rąk. Dochodzenia oraz śledztwa kończyły się umorzeniem spraw.
Rozmowy o partnerstwie z lokalnymi sponsorami Teatru Starego na początku zapowiadały się bardzo pozytywnie, a w rezultacie wielokrotnie kończyły się „propozycją nie do odrzucenia”: „Skoro kupiłeś teatr za złotówkę, jest taki stary i nie radzisz sobie z jego odbudową – to daje ci złotówkę, panie Mirek, i teatr jest mój”. Moja odpowiedź, że nie ma mowy o sprzedaży, tylko o wspólnym obywatelskim przedsięwzięciu, kończyła się niejednokrotnie „wielką obrazą”, a po jakimś czasie docierała do mnie informacja ze środowiska, „że ten z metra cięty, nie ma pojęcia o biznesie” albo trafiałem w mediach na artykuł o sobie, w którym czytałem, że „uśmiech nie wystarczy”...
To tylko nieliczne przykłady reakcji świadczące o tym, że budynek Teatru i działania Fundacji żywo komentowano i były one obiektem dyskusji w wielu środowiskach Lublina i nie tylko.
AD: Jak Pan sobie wówczas wyobrażał realizację tego zamierzenia – czasowo, finansowo, organizacyjnie?
WM: Realizacja zamierzenia podzielona była na okresy: gromadzenia dokumentacji, propagowania idei ratowania zabytku i przywrócenia pamięci miejsca, przeprowadzenia niezbędnych badań przy równoczesnym poszukiwaniu partnerów i sponsorów projektu, restaurację historycznego gmachu z przywróceniem jego dawnej świetności i nadaniem mu nowych funkcji jako Międzynarodowego Centrum Sztuki.
Nasz program oparty był o wytyczne Ustawy o ochronie zabytków, wytyczne konserwatora zabytków, prawo budowlane. Wszystkie poprawki do projektu architektonicznego, koncepcji zagospodarowania obiektu teatru, konsultowane były w biurze konserwatora oraz z architektami i znajdowały uznanie. Moje osobiste merytoryczne poszukiwania jako historyka sztuki dotyczące tego typu historycznych obiektów w skali międzynarodowej dały podwaliny do opracowania dokumentów, które składane były w instytucjach państwowych, wysyłane do międzynarodowych organizacji w celu pozyskania środków finansowych dla projektu i programu rewitalizacji Teatru Starego w Lublinie.
Spotkania i dyskusje z Ewą Kiptą, Bolesławem Stelmachem, Marią Kantor, Andrzejem Kasprzykiem oraz innymi architektami i urbanistami dawały nam poczucie, że idziemy właściwą ścieżką.
Wcześniej deklarowane przez urzędników dotacje i finansowe oraz merytoryczne wsparcie, wraz ze zmianami personalnymi czy politycznymi kończyły się rozkładaniem rąk. Nasze wnioski grzęzły bez odpowiedzi w szufladach albo otrzymywaliśmy informacje o wyczerpaniu środków.
Realistyczny czas na całe przedsięwzięcie obejmował wieloletni program działań i uzależniony był od tempa pozyskiwań środków na ten cel. Mówiłem i pisałem o tym uczciwie, ale niestety nie zawsze znajdowało to oddźwięk w mediach publicznych. Przeciwnie, oczekiwano ode mnie cudu albo wręcz wmawiano, że obiecywałem odbudować obiekt w bardzo krótkim czasie, co było nieprawdziwym i bardzo krzywdzącym twierdzeniem.
Organizacyjnie Fundacja Galeria na Prowincji dążyła do nawiązania ścisłej współpracy Urzędem Miasta Lublina jako partnerem głównym przedsięwzięcia. Prawdopodobnie na przeszkodzie do osiągnięcia porozumienia stanęło kilka powodów o podłożu politycznym, lobbystycznym, mobbingowym. Inna organizacja powołana do ratowania zabytków, której członkiem i założycielem było Miasto Lublin, również wywierała duży wpływ na przebieg zdarzeń. Wątek ten wielokrotnie pojawiał się w dokumentach, jak również w miejskich kuluarach, debatach i nieformalnych spotkaniach. Z drugiej strony międzynarodowe organizacje informowały mnie, że bez partnerstwa z miastem nie będzie możliwe finansowe wsparcie dla Teatru Starego.
AD: Jaki był scenariusz planowanych prac i pomysł na działanie teatru po rewitalizacji? Jak Pan sobie wyobrażał funkcjonowanie placówki? Jaki miała mieć charakter, źródła finansowania działalności, kto miał nią zarządzać?
WM: W momencie zgromadzenia środków na restaurację gmachu Fundacja przewidywała powołanie Międzynarodowego Centrum Sztuki – instytucji impresaryjnej obejmującej działaniem wiele dziedzin sztuki – teatr (w jego różnorodnych postaciach), muzykę (od klasycznej po współczesną i nowoczesną), film (cykle tematyczne, festiwale, premiery), media (radio, instalacje multimedialne – dźwiękowe, wideo, świetlne, animacje, prace eksperymentalne, wykorzystujące różne dziedziny techniki), sztuki plastyczne (wystawy, instalacje, performanse). Byliśmy otwarci również na działania grup nieformalnych. Od kultury wysokiej, poprzez inicjatywy obywatelskie i edukacje, chcieliśmy kontynuować nasz program „Stare Miasto – serce Lublina”.
Jedną z nieformalnych grup współpracujących z nami były „Dzieci Starego Miasta” – inicjatywa, która powstała w wyniku zderzenia się dwóch światów: dzieci i młodzieży z sąsiedztwa Teatru Starego oraz nowego właściciela obiektu – Fundacji Galeria na Prowincji. Dwie strony uznawały to miejsce za swoje. Na początku we współpracy z przyjaciółmi, Teatrem JaSny, później również z europejskim programem „artist in context” i innymi partnerami, powstało szereg projektów i wydarzeń artystycznych, stwarzających dzieciom i młodzieży z sąsiedztwa Teatru Starego możliwość zaistnienia na scenie, zaprezentowania talentu i stania się partnerem propagowania idei ratowania zabytku. Ta nowatorska inicjatywa, doświadczenie i efekty działania oraz zrealizowane projekty zasługują na oddzielny materiał i są moim skromnym zdaniem czymś wyjątkowym nie tylko w skali Starego Miasta w Lublinie.
Podobnie jak wiele organizacji pożytku publicznego przewidywaliśmy finansowanie Teatru Starego w Lublinie z dotacji, grantów, darowizn, Funduszy Europejskich, pieniędzy od prywatnych sponsorów, zbiorek publicznych oraz własnej działalności.
AD: Co udało się Panu zrealizować z tych zamierzeń, do jakiego momentu przedsięwzięcie zostało doprowadzone?
WM: Budynek został zabezpieczony przed dewastacją. Opracowany został program działań planowanych w obiekcie po przeprowadzeniu kapitalnego remontu. Pomimo wielu przeszkód zainicjowano liczne działania inicjujące Międzynarodowe Centrum Sztuki. W ramach programów europejskich i jako wolontariusze zaczęli przybywać do Lublina młodzi artyści.
Wieloletnie starania i zaangażowanie Fundacji oraz wielu bezinteresownych osób, pomimo ogromu przeszkód, zagrożeń, zniechęcenia i poniżenia, doprowadziły do częściowego wyremontowania zascenia teatru, gdzie zlokalizowaliśmy biuro fundacji i mogliśmy kilka ostatnich lat doglądać budynku.
Dzięki liczonym w setkach listom, wnioskom, interwencjom składanym w fundacjach, organizacjach i instytucjach o zasięgu międzynarodowym, nazwa Teatr Stary w Lublinie zaczęła funkcjonować w wielu środowiskach, nie tylko artystycznych. Przyjęła się na stale w społeczności lokalnej.
Teatr Stary w Lublinie dzięki Fundacji Galeria na Prowincji znalazł się na liście World Monument Watch 2004, 100 Most Endangered Sites jako jeden z obiektów godnych ratowania, ochrony i dofinansowania w skali globalnej. W uzasadnieniu podkreślono, że pomimo starań Fundacji obiekt nie otrzymuje należytego wsparcia ze strony miasta czy też Ministerstwa Kultury. Kampania WMF miała na celu uświadomienie tego problemu i zwiększenie poparcia dla inicjatywy Fundacji. Niestety, podobnie jak wiele innych, również to przedsięwzięcie było torpedowane i krytykowane w środowisku lokalnym.
Wspólnie z Autorskim Biurem Architektury Investprojekt – Partner 6, przy wsparciu Grupy Inicjatywnej Gerderland / Korporacja „De Woonpaats” oraz Lubelskiej Fundacji Odnowy Zabytków, opracowany został dokument Teatr Stary w Lublinie. Koncepcja rewaloryzacji i rewitalizacji. Opracowanie to posłużyło jako dokument do wniosku o fundusze europejskie. Wniosek został przyjęty i zarejestrowany w Ministerstwie Kultury i Sztuki, nadano mu odpowiedni numer inwestycji dla projektów finansowanych przez EU. Zostałem o tym poinformowany telefonicznie przez biuro Ministra Kultury i Sztuki.
W związku z doniesieniem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Lublinie o popełnieniu przestępstwa i nieodrestaurowaniu budynku w określonym terminie, zostałem doprowadzony przez funkcjonariuszy policji do prokuratury w Lublinie.
Ogólnopolskie sensacyjne doniesienia i przedstawienie mnie jako persona non grata, przekreśliły moją działalność publiczną. Proces sądowy trwał kilka lat i przerwał działalność Fundacji.
AD: Dlaczego, Pana zdaniem, Fundacja Galeria na Prowincji nie zrealizowała w pełni swojego pomysłu? Gdzie, patrząc z perspektywy czasu, został popełniony błąd, czy dało się go uniknąć?
WM: Moim zdaniem jako oddolna inicjatywa obywatelska byliśmy za słabi. Prywatny biznes w tym czasie też raczkował w Lublinie. Miasto stało w obliczu przemian społeczno-politycznych i ekonomicznych. Tłumaczono mi, że miasto ma wystarczająco dużo własnych problemów. Skarb Państwa pozbywał się chętnie zdewastowanych zabytków. Dotacje na odnowę zabytków były niewystarczające.
Od początku zdawałem sobie sprawę, że zadanie jest trudne, ale wierzyłem w jego realizację i starałem się przekonywać ludzi, że warto zainicjować proces podźwignięcia zabytku z ruiny. Szybko przekonałem się jednak, że nie jestem partnerem w rozmowach, a raczej „chłopcem do bicia”. Z jednej strony traktowano Fundację jak prywatnego właściciela zabytku, któremu nie należą się państwowe dotacje, z drugiej wymagano od niej dbania o dobro narodowe i bombardowano nakazami. Z jednej strony nie reagowano na składane wnioski dotyczące współpracy, a z drugiej wywierano naciski na wypuszczenie nieruchomości na wolny rynek, pomimo że przepisy nie pozwalały Fundacji na sprzedaż tej nieruchomości. Mógłbym jeszcze długo wymieniać przeszkody, jakie napotykałem na każdym kroku. Dziś, z perspektywy czasu, śmiało mogę powiedzieć, że nie powinienem się angażować w to przedsięwzięcie. Błędem było zaufanie urzędnikom, których praktycznie uwolniłem od problemu zdewastowanej zabytkowej nieruchomości. Bardzo szybko zostałem obciążony odpowiedzialnością za jej stan techniczny, który w rzeczywistości był już zły na wiele lat zanim Fundacja stała się właścicielem nieruchomości.
AD: Czy w czasie, gdy fundacja była właścicielem Teatru Starego i prowadził Pan prace badawcze nad historią obiektu, udało się Panu dotrzeć do dokumentów lub osób związanych z dawnym funkcjonowaniem teatru i kina przy ulicy Jezuickiej? Czy coś się zachowało z tych dokumentów? Co stało się dokumentacją wydarzeń organizowanych we wnętrzu budynku i prowadzonych prac?
WM: Na szczęście wszystkie dokumenty i dokumentacje zostały przekazane wraz z umową przekazania nieruchomości do Skarbu Państwa. Cześć archiwum Fundacji i obiekty, które zostały zdeponowane w Centrum Kultury w Lublinie, zostały skradzione. Śledztwo w tej sprawie umorzono z powodu nieznalezienia sprawców.
Dokumenty i pamiątki, z którymi miałem okazję się zapoznać w czasie rozmów z Jerzym Makowskim, prawdopodobnie są nadal w posiadaniu rodziny. W czasie Otwartych Dni w Teatrze Starym słyszałem z ust świadków historie o historycznych pamiątkach z Teatru, które były wyrzucone na wysypisko śmieci, lecz zostały przez te osoby uratowane. Niestety nie jestem w stanie dzisiaj wskazać konkretnych nazwisk.
Dokumentacja działalności artystycznej fundacji nie jest jeszcze opracowana. Zawiera sporo materiałów, które w najbliższych latach będę chciał uporządkować, jeśli naturalnie pozwoli mi na to zdrowie i czas.