PRL
Rok 1944. Pierwsze seanse w nowych okolicznościach
27 sierpnia 1944 roku w dzienniku „Rzeczpospolita” ukazał się komunikat Wydziału Propagandy Filmowej pod tytułem W kinoteatrach lubelskich:
Uciekając z Lublina, Niemcy starali się wyrządzić miastu straty zarówno gospodarcze, jak i kulturalne. Ofiarą ich wandalizmu padły również kinoteatry lubelskie. Największy i najpiękniejszy – „Corso” – przeznaczony oczywiście za czasów okupacji wyłącznie dla Niemców – uległ zupełnemu zniszczeniu. Z kina „Apollo” wywieziono wszystkie aparaty projekcyjne, przyczem sala tego kina ucierpiała poważnie naskutek działań wojennych. Z kina „Rialto” zabrano aparaturę projekcyjną. Zdawało się, że upłynie sporo czasu, zanim kinoteatry lubelskie zaczną funkcjonować normalnie. Jednakże od pierwszej niemal chwili objęcia administracji państwowej i miejskiej przez władze polskie kinoteatry lubelskie wznowiły swoją działalność1.
Jest piątek 25 sierpnia 1944 roku. Wcześniej uruchomiono już na chwilę – korzystając z przenośnej aparatury użyczonej przez wojsko – kina Apollo i Venus, ale teraz są nieczynne z powodu remontów, ruszą za dwa dni (a 11 września Venus przemieni się w Bałtyk). Dziennikarz „Rzeczpospolitej” już 11 sierpnia zdawał relację z pokazów w Apollo:
Prawdziwe kino mamy w Lublinie dopiero od kilku dni (…) Usterki, na jakie chcielibyśmy się poskarżyć z okazji tego filmu, są natury wyłącznie lokalnej. Taśma zniszczona i ciemna przerywała się raz poraz. Ekran poplamiony. Głośnik ustawiony nie za ekranem, ale pośrodku sali. Sądzimy, że w najbliższych wszystko będzie naprawione2.
Trzy krótkie zdania mogą dać wyobrażenie o tym, w jakiej kondycji znajdowały się kina i jak wielkich nakładów wymagały. Ale dzisiaj wznawia działalność Rialto. W inauguracyjnym repertuarze przedwojenna polska komedia Robert i Bertrand Mieczysława Krawicza z Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo w rolach tytułowych. Kopia filmu mogła przetrwać w którymś z lubelskich kin, a może została dostarczona przez wojsko radzieckie, zarekwirowana gdzieś indziej, bo akurat ten tytuł był rozpowszechniany także przez władze okupacyjne.
Głównemu filmowi towarzyszyły krótkometrażowe dodatki: Latające fortece (zapewne był to jedenastominutowy film Mission Accomplished: The Story of the Flying Fortress, wyprodukowany w 1943 roku przez amerykańskie rządowe Office of War Information) i Polska Walcząca (pierwszy lub drugi „miesięcznik” zrealizowany przez Czołówkę Filmową Wojska Polskiego). Seanse rozpoczynały się o 14:00, 16:00 i 18:00, a w niedziele także o 12:00.
Być może nie jest to jednak pierwsza po wyzwoleniu projekcja w Rialto. Według pewnych przesłanek pokaz miał się tu odbyć już 30 lipca, kiedy jeszcze trwało przejmowanie władzy w mieście. Czy to możliwe?
Z wojskami radzieckimi i 1 Armią Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga przyjechała wszakże właśnie Czołówka Filmowa z por. reż. Aleksandrem Fordem, przyszłym twórcą Krzyżaków, na czele. Ten utworzony w lipcu 1943 roku „oddział foto-filmowy” utrwalał kamerami i aparatami fotograficznymi szlak bojowy Armii Berlinga od przysięgi żołnierskiej w Sielcach nad Oką, przez bitwę pod Lenino, po zdobycie Kołobrzegu w marcu 1945 roku. Ford, Jerzy Bossak, Władysław Forbert, Ludwik Perski i inni zrealizowali dokument Przysięgamy ziemi polskiej (1943) i dwie części miesięcznika filmowego Polska Walcząca, która wkrótce miała przekształcić się w Polską Kronikę Filmową. Nakręcili też ujęcia z wyzwalania Lublina, które staną się częścią trzeciego, ostatniego wydania Polski Walczącej (listopad 1944 roku) i pierwszego wydania Polskiej Kroniki Filmowej (grudzień 1944 roku), i Majdanka, z których powstanie wstrząsający dokument Majdanek – cmentarzysko Europy w reżyserii Forda (premiera 26 listopada 1944 roku w kinach Apollo i Bałtyk). Było więc co wyświetlić, pytanie brzmiało: gdzie?
W Lublinie swe urządzenia zachowało jedynie kino Rialto (obecnie: Staromiejskie). Mieściło się (i mieści) w zabytkowym budynku, wybudowanym na teatr w 1822 roku, a stanowiącym własność rodziny Makowskich od 1853 roku. Romuald Makowski, prowadzący w swym poteatralnym budynku kino (w okresie międzywojennym), uniemożliwił wywózkę aparatury przez hitlerowców, chowając rozmontowane wyposażenie kabiny i barykadując się w swym kinie w przededniu oswobodzenia Lublina3.
Zatem to sam właściciel kina, zapewne ryzykując życiem, ocalił sprzęt kinotechniczny. Tak głosi także rodzinna opowieść4. Prasa jednak podaje, że także stąd zabrano aparaturę projekcyjną. To była powszechna praktyka: wycofujące się władze okupacyjne zabierały ze sobą wszelki sprzęt. Ale przecież Czołówka Filmowa miała swoje przenośne projektory. Ale skoro Corso było w gruzach, a Apollo ucierpiało poważnie naskutek działań wojennych, to pozostawało Rialto – ze sprzętem własnym lub użyczonym, nie sposób dziś rozsądzić, jak faktycznie było.
Para najjaśniejszych przedwojennych gwiazd polskiej kultury, Bodo i Dymsza, bryluje w Robercie i Bertrandzie, a wkrótce, bo pod koniec listopada powróci na ekran Rialto w Pawle i Gawle Mieczysława Krawicza, także z 1938 roku. Podobno na jednym z seansów pojawił się sam Adolf Dymsza, a publiczność oczywiście zgotowała mu wielką owację. O tym, że Eugeniusz Bodo zmarł 17 października 1943 roku z głodu i wycieńczenia podczas transportu do jednego z łagrów, wówczas jeszcze nie wiedziano.
Niebawem zaczną powstawać państwowe instytucje odpowiedzialne za funkcjonowanie kin i rozbudowę ich sieci oraz za dystrybucję filmów. Kino Rialto pozostanie własnością rodziny Makowskich, ale zarządzać nim będzie państwowa instytucja. Kolejne pokolenie Makowskich weźmie czynny udział w kszałtowaniu życia filmowego miasta: Mieczysław, wnuk Romualda i syn Romualda jr., ponad trzydzieści lat przepracuje w lubelskim Wojewódzkim Zarządzie Kin jako kierownik działu rozpowszechniania. Ja się fachu kinowego nie tylko uczyłem, ja w tym fachu od samego urodzenia rosłem5 – mówił. Będzie się też angażował w ruch dyskusyjnych klubów filmowych.
[1] W.P.F. [Wydział Propagandy Filmowej], W kinoteatrach lubelskich, „Rzeczpospolita” 1944, nr 25, s. 4.
[2] (hip), Bitwa o Rosję (kino „Apollo”), „Rzeczpospolita” 1944, nr 9, s. 4.
[3] Władysław Banaszkiewicz, Narodziny „Filmu Polskiego”, „Film na Świecie” 1974, nr 10, s. 30.
[4] Mirosław Derecki, „Samobójczy trup siny wisiał w szafie...”, „Kamena” 1978, nr 8, s. 12.
[5] Tamże, s. 7.
tekst: Maciej Gil
Rok 1954. Staromiejskie za pióro i ołówek
W przededniu uroczystości związanych z obchodem X-lecia Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego redakcja „Sztandaru Ludu” i Okręgowy Zarząd Kin w Lublinie organizują konkurs z nagrodami na najbardziej aktualne i związane z Lublinem nazwy dla kin Apollo i Rialto.
Widz jest gospodarzem kina i dlatego z liczną rzeszą widzów kinowych pragniemy ustalić nazwy dla obu wymienionych kin. Liczne głosy widzów świadczą o tym, że lublinianie nie akceptują dotychczasowych nazw, które chcieliby zastąpić innymi, wyrażającymi przywiązanie do miasta, w którym była siedziba pierwszego po wyzwoleniu organu władzy państwowej PKWN, do miasta o bogatych tradycjach myśli postępowej1.
W efekcie korespondencyjnego konkursu kino Rialto po blisko dwudziestu latach zmieniło nazwę. Od czwartku 22 lipca 1954 roku nosiło miano Staromiejskie. Autor zwycięskiej propozycji otrzymał w nagrodę zestaw składający się z wiecznego pióra i ołówka2.
Konkurs ogłoszono na łamach „organu prasowego Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Lublinie” 18 czerwca 1954 roku, a w kolejnych numerach pojawiały się kupony do głosowania. Zmiana wiązała się z zakrojonymi na wielką skalę, państwowymi obchodami dziesięciolecia Polski Ludowej. Wpisywała się w nie wszakże odbudowa lubelskiego Starego Miasta, a wszystko w zgodzie ze specjalną uchwałą Prezydium Rządu z 13 stycznia 1954 roku. Nagle zauważono, że serce miasta, które przecież w peerelowskiej propagandzie odgrywało niezwykle ważną rolę w budowaniu nowego państwa, jest zaniedbane, a w wielu miejscach wciąż widać ślady działań wojennych. Pracami konserwatorskimi objęte zostały Zamek, bramy Krakowska i Grodzka, Rynek oraz ulice Bramowa, Trybunalska, Grodzka i Podzamcze. Henryk Gawarecki, ówczesny wojewódzki konserwator zabytków, pisał:
Budynki leżące na wymienionej trasie mają być nie tylko odbudowane i wyremontowane, lecz również mają otrzymać bogaty wystrój plastyczny, rzeźbiarski i malarski. Szeroko zakrojone roboty konserwatorskie mają przywrócić wielu obiektom ich pierwotną formę architektoniczną i plastyczną3.
Prace miały się zakończyć oczywiście 22 lipca, w rocznicę ogłoszenia manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Czasu było niewiele, więc budowlańcy skupili się na tym, co widać z zewnątrz, czyli na fasadach.
Kino Rialto, będące nieco z boku, nie znalazło się na liście obiektów do odświeżenia, bo poważny remont przeszło już dwa lata wcześniej. Gawarecki pisał pod koniec kwietnia 1952 roku:
Ostatnio rozpoczęto roboty remontowe we wnętrzu budynku kina Rialto na Starym Mieście. Remont ma na celu przystosowanie wnętrza do dzisiejszych potrzeb, jednak z zachowaniem i przywróceniem walorów zabytkowych tego pierwszego budynku teatralnego w Lublinie4.
Ta przebudowa mogła wywoływać kontrowersje. Zmieniono fasadę, zlikwidowano centralnie usytuowane, główne wejście, na drugim piętrze urządzono kabinę projekcyjną, do której wiodło osobne wejście z zewnątrz budynku, a przy okazji wycięto kawał balustrady galerii, by światło projektorów mogło bez przeszkód dotrzeć do ekranu, wreszcie skuto zwieńczenie sceny z malowidłem Apolla z lirą. Można powiedzieć, że kino definitywnie wyparło teatr. Gawarecki tak podsumował te działania:
Przebudowa wnętrza miała na celu usprawnienie jego funkcjonalności. Z zewnątrz usunięto niektóre ze zmian dokonanych dawniej w jego elewacji5.
Jeszcze zanim rozpoczął się ów remont, właściciel budynku, Romuald Makowski jr., otrzymał pismo:
Orzeczeniami Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Lublinie z dnia 20 VI 1952 r. nakazano obywatelowi usunięcie się ze wszystkich pomieszczeń, znajdujących się na terenie kina Rialto, przy czym orzeczeniu nadano klauzulę natychmiastowej wykonalności w terminie 7-dniowym6.
Powstał problem, co zrobić z bogactwem zgromadzonych eksponatów z wielu dekad działalności teatru i kina – z tym unikalnym, rodzinnym muzeum? Władza szybko znalazła rozwiązanie. Jerzy Makowski, syn Romualda jr., wspominał:
Operacja rozpoczęła się wczesnym rankiem. Ojca aresztowano. Pod teatr podjechały wywrotki marki Ził. Z zascenia zaczęto wynosić belgijskie lustra, rokokowe meble, zegary oraz pamiątki po teatrze. Ale wkrótce oprawcy, zmęczeni liczebnością pamiątek, zaczęli je z pierwszego piętra wyrzucać na bruk. Ciężarówki odjeżdżały w nieznanym kierunku. Na bruk powędrowały portrety aktorskie, sławna kurtyna, kryształowy żyrandol, listy aktorów, afisze, programy. Taki był koniec skarbów kultury polskiej, gromadzonych przez nasz ród przez 130 lat7.
Choć formalnie budynek pozostawał w rękach rodziny Makowskich, nie miała ona większego wpływu na to, co się z nim i w nim działo.
W tym samym konkursie prasowym znaleziono też nową nazwę dla kina Apollo, które stało się kinem Wyzwolenie (autorka propozycji wygrała skórzaną teczkę). Już wcześniej kino Venus stało się kinem Bałtyk, a potem kinem Robotnik. A w sąsiednim Świdniku powstało kino Przodownik. Nie znamy kontrpropozycji, ale można chyba zaryzykować stwierdzenie, że Rialto miało szczęście. Nazwa Staromiejskie nie wpisywała się przecież w poetykę zgodną z duchem epoki.
Ostatnim filmem wyświetlonym w Rialto był Ostatni etap, arcydzieło Wandy Jakubowskiej z 1947 roku, pierwszym w Staromiejskim radziecka Bitwa Stalingradzka Władimira Pietrowa z 1950 roku.
[1] Konkurs, konkurs, konkurs. Apollo? Rialto? ...?, „Sztandar Ludu” 1954, nr 144, s. 5.
[2] Zob. Losowanie nagród dla uczestników Konkursu na nowe nazwy kin, „Sztandar Ludu” 1954, nr 170, s. 7.
[3] Henryk Gawarecki, Zabytki Lublina w odbudowie i konserwacji, „Ochrona Zabytków” 1954, nr 3, s. 216.
[4] Henryk Gawarecki, Z dziejów pierwszego w Lublinie stałego budynku teatralnego, „Życie Lubelskie” 1952, nr 101, s. 4.
[5] Henryk Gawarecki, Zabytki Lublina w odbudowie i konserwacji, dz. cyt., s. 219.
[6] Waldemar Sulisz, Nadzieja na Królewskim Trakcie, odc 5. Stary Teatr, „Dziennik Wschodni” 1999, nr 72 (26.03), s. 13.
[7] Tamże.
tekst: Maciej Gil
Rok 1956. Czas porozmawiać o filmach
Na początku marca 1956 roku „Sztandar Ludu” informował o nowości U lubelskich studentów:
Z inicjatywy Okręgowej Rady ZSP UMCS powstał w Lublinie Klub Filmowo-dyskusyjny studentów i młodej inteligencji. Klub zakłada sobie ambitną działalność: zaznajomienie młodego inteligenta z historią filmu w kraju i za granicą, z czołowymi postaciami twórców filmowych. W ramach swej działalności Klub przewiduje zapraszanie reżyserów filmowych, studentów WSF, krytyków filmowych, którzy wygłaszać będą prelekcje na tematy interesujące lubelskich miłośników X Muzy. Przed kilkoma dniami odbyło się w Radzie Okręgowej ZSP zebranie, na którym inicjatorzy zatwierdzili projekt działalności Klubu Filmowo-dyskusyjnego1.
W niedzielny poranek 11 marca 1956 roku w kinie Staromiejskim odbyło się pierwsze w Lublinie spotkanie dyskusyjnego klubu filmowego2. Wyświetlono arcydzieło Siergieja Eisensteina Pancernik Potiomkin z 1925 roku, prelekcję wygłosił mgr Zygmunt Mańkowski, a dyskusja po projekcji trwała podobno dwie godziny. Po niej wybrano członkinie i członków rady nowo powstającego klubu.
Inicjatywa trafiła na niezwykle podatny grunt. Zainteresowanie członkostwem w klubie przerosło oczekiwania organizatorów. Otrzymali też wsparcie różnych instytucji. Siedzibą klubu wkrótce stał się Miejski Dom Kultury, mieszczący się na zamku, stąd wkrótce otrzymał on nazwę Lubelski Dyskusyjny Klub Filmowy, czasem z dodatkiem: Zamek. Tak mówili jego pomysłodawcy:
W zorganizowaniu klubu pomogła nam bardzo obserwacja życia naszego miasta, w którym widownie dwóch teatrów i sala filharmonii liczyć mogą na stosunkowo wąski krąg widzów i słuchaczy. Codziennie ponad pięć tysięcy osób szturmuje kasy miejscowych kin. Postanowiliśmy wykorzystać tę szansę, jaką daje duża frekwencja w kinach i powszechne zainteresowanie pozornie łatwą, a w gruncie rzeczy trudną sztuką filmową. Chcemy stanowić czołówkę publiczności kin lubelskich, a więc zespół, który by, zdobywając wiedzę o filmie, wpływał na miejscowe środowisko i uczył je trudnej sztuki oglądania i przyswajania dzieł sztuki filmowej. Chcemy realizować i już realizujemy dwa zadania – samokształcenie i oddziaływanie twórcze na środowisko. Nasze zamierzenia społeczeństwo lubelskie przyjęło bardzo gorąco. Miejscowi przedstawiciele kinematografii, Centrala Wynajmu Filmów i Okręgowy Zarząd Kin, udzieliły pomocy, wypożyczając filmy, lokal kina Staromiejskiego, wspierając radą. Wydział Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej poparł starania o lokal na zamku i nadal oferuje pomoc co najmniej „moralną”. Powstanie klubu odbiło się również żywym echem w miejscowej prasie, która interesuje się naszą działalnością i chętnie informuje o niej społeczeństwo lubelskie3.
Zygmunt Mańkowski, historyk po Uniwersytetach Jagiellońskim i Warszawskim, od 1954 roku był pracownikiem naukowym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Studiując w Warszawie, złapał filmowego bakcyla4. Nie załapał się już wprawdzie na inaugurację działalności pierwszego polskiego klubu, czyli stołecznego DKF-u Po prostu, w listopadzie 1955 roku, ale być może wiedział, co się tam dzieje. Lubelski klub był jednym z pierwszych w Polsce i od razu aktywnym ponadlokalnie. Mańkowski reprezentował tę inicjatywę i Lublin na spotkaniu założycielskim Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych 27 maja 1956 roku, gdy do Warszawy zjechali delegaci pierwszych dwudziestu sześciu klubów z całego kraju. Tak wtedy mówił o lubelskich początkach:
Chcę omówić kilka spraw związanych z organizacją naszego klubu. Powstał on początkowo z inicjatywy Związku Studentów Polskich. Był pomyślany jako klub młodej inteligencji. Później okazało się, że napór spoza tego grona rozsadza klub. Doprowadziliśmy więc do połączenia się z klubem filmowo-dyskusyjnym, który powstał przy Związku Zawodowym Pracowników Kultury. Następnie przyłączyły się inne organizacje i wojsko, i w związku z tym powstał klub filmowy, któremu patronuje szereg ośrodków kulturalnych w mieście. Dzięki połączeniu klub zyskał bardzo wiele. Doszli do nas plastycy, literaci, aktorzy, muzycy, studenci, a patronat wielu instytucji pomaga nam w pracy. Klub cieszy się uznaniem i poparciem. (…) Projekcje odbywaliśmy dość systematycznie. Cztery razy w miesiącu. Pierwszy był Pancernik Potiomkin, następnie U progu tajemnicy, Błękitna rapsodia, Skandal w Clochemerle, Prywatne życie Henryka VIII. O wszystkich tych filmach prowadziliśmy ciekawe dyskusje. Program był chaotyczny, ale dyskusje wykazały, że ludzie interesują się szeregiem problemów5.
I właśnie ten „napór spoza grona młodej inteligencji” spowodował, że spotkania klubu szybko przeniosły się do zdecydowanie pojemniejszej sali kinowej w Domu Żołnierza. Niemniej piękna i bogata tradycja lubelskich dyskusyjnych klubów filmowych ma swoje korzenie w kinie Staromiejskim. Ostatnim filmem wyświetlonym tu w ramach klubowych spotkań – w niedzielę 29 kwietnia o godzinie 8:45 – był Obywatel Kane Orsona Wellesa z 1941 roku6.
[1] (zd.), U lubelskich studentów, „Sztandar Ludu” 1956, nr 55, s. 5A.
[2] Por. (pk) [Piotr Kotowski], Cienie zapomnianych klubów [w:] Od „Zamku” do „Bariery”. 40 lat Dyskusyjnych Klubów Filmowych na Lubelszczyźnie, wyd. ACK Chatka Żaka UMCS, Lublin 1996, s. 3.
[3] Ludomir Rubach, Na lubelskim zamku, „Kinotechnik” 1956, nr 97, s. 2015.
[4] Zob. Mirosław Derecki, Na studenckim szlaku, wyd. UMCS, Lublin 1995, s. [?].
[5] Stenogram I Ogólnopolskiego Zjazdu D.K.F., Warszawa – 27.V.1956 r., wyd. Polska Federacja Dyskusyjnych Klubów Filmowych, Warszawa 1956, s. 25-27.
[6] Zob. Komunikat dla członków Lubelskiego Dyskusyjnego Klubu Filmowego, „Sztandar Ludu” 1956, nr 101, s. 4.
tekst: Maciej Gil
Rok 1970. Ambitne kino na uboczu
Mimo że w centrum miasta, to jednak nieco na uboczu. Z tradycjami, niebrzydkie, zwane wręcz czasem „bombonierką”, ale zaniedbane i jak na ówczesne standardy po prostu małe. Gdzie mu do eleganckiej sali Wyzwolenia, kwitnącej studenckim życiem Chatki Żaka, a zwłaszcza nowoczesnego Kosmosu. By zdobyć i utrzymać publiczność, Staromiejskie musiało się wyróżniać. Na nowości filmowe nie mogło liczyć, było kinem „zgrywającym” już wcześniej gdzie indziej pokazywane filmy. Koniec lat 60. i pierwsza połowa lat 70. XX wieku obfitowały więc w rozmaite pomysły na urozmaicenie jego działalności kina. Dziennikarz „Sztandaru Ludu” odnotował:
Od dłuższego czasu obserwuję metamorfozę kina Staromiejskiego, któremu pisane już było raz na zawsze zakończyć żywot. Z zaniedbanej rudery stało się ono miłym, przytulnym miejscem kontaktów z X Muzą. Czyściutkie i zadbane, po niedawnym remoncie, ma w sobie coś z atmosfery starego iluzjonu. (...) Wszystko to przyciąga miłośników filmu; kino Staromiejskie ma swoich stałych widzów, ich grono powiększa się ciągle. Kino stało się rentowne, o wpływie wychowawczym jego pracowników na młodzież Starego Miasta przychodzącą tu na filmy, może przekonać się każdy, kto pamięta chuligańskie wybryki, jakie dawniej miały tu miejsce1.
Zadbano nie tylko o porządek i estetykę, ale i o repertuar. Organizowano „pożegnania z filmami”, czyli projekcje tytułów, którym kończyła się licencja na wyświetlanie. Wprowadzono sobotnie „seanse nocne”, rozpoczynające się o 21:00. Zapraszano prelegentów i gości. W planach było układanie programu w cykle tematyczne czy retrospektywy autorskie. Dzisiaj nazwalibyśmy to wszystko jakże współczesną i pożądaną działalnością „eventową”.
Podjęto kroki w stronę przekształcenia Staromiejskiego w kino studyjne. Tak definiowało ten nowy typ działalności zarządzenie numer 67 Ministra Kultury i Sztuki z 4 lipca 1964 roku:
1. Program filmowy kin studyjnych powinien się wyróżniać specjalnie dobieranym repertuarem, obejmującym filmy o wysokich wartościach społecznych, artystycznych i poznawczo-wychowawczych.
2. Kina studyjne obowiązane są stosować szczególne formy działalności organizacyjnej i upowszechnieniowej, uwzględniające przede wszystkim zadania popularyzacji powszechnej wiedzy o filmie i szerzenia kultury filmowej wśród widzów.
3. Kinom studyjnym – oprócz nazwy „kino studyjne” – można dla podkreślenia ich specjalnego charakteru nadawać odpowiednie inne określenia, jak np. „Kino Dobrych Filmów” itp.2
Minister powołał Koordynacyjną Radę Artystyczną Kin Studyjnych i zdecydował o utworzeniu specjalnej puli filmów do wyświetlania tylko w kinach studyjnych.
Upraszczając, w owym czasie były trzy kategorie filmów kupowanych przez jedynego, państwowego dystrybutora: do szerokiego rozpowszechniania, do węższego w kinach studyjnych i do najwęższego w dyskusyjnych klubach filmowych. Czasem te dwie ostatnie kategorie łączono. I tak na przykład w latach 1964-1968 do rozpowszechniania wyłącznie w kinach studyjnych zakupiono 25 filmów, w tym m.in. Balladę o żołnierzu Grigorija Czuchraja, Czarnego Piotrusia Miloša Formana, Dziennik panny służącej Luisa Buñuela, Gwiazdy na czapkach Miklósa Jancsó, Zeszłego roku w Marienbadzie Alaina Resnais, Synów i kochanków Jacka Cardiffa czy Wstręt Romana Polańskiego. Widać wyraźnie, że faktycznie za dobór filmów odpowiadali fachowcy3.
Gdy w kinie Kosmos pokazami monumentalnego, propagandowego i, dodajmy na marginesie, częściowo kręconego w Lublinie Wyzwolenia Jurija Ozierowa inaugurowano pokazy filmowe z taśmy 70 mm, największego formatu w dziejach kinematografii, w kinie Staromiejskim obejrzeć można było Źródło Ingmara Bergmana. Choć arcydzieło szwedzkiego mistrza powstało w 1960 roku, do polskich kin weszło niedawno, właśnie w ramach puli specjalnej dla kin studyjnych. Była niedziela 18 października 1970 roku. W repertuarze tylko ten jeden tytuł, ale za to aż na pięciu seansach: o 12:00, 14:00, 16:00, 18:00 i 20:00! Trudno o bardziej odmienne filmy niż Wyzwolenie i Źródło. Równie wiele różniło Kosmos i Staromiejskie.
W Lublinie działało już kino o statusie studyjnym, czyli Chatka Żaka, i z jakichś przyczyn proceduralnych nadanie podobnej formuły działalności Staromiejskiego napotykało przeszkody. Skończyło się na seansach i dniach studyjnych, czyli filmy ze wspomnianej puli pokazywane były w wybrane dni lub na pojedynczych pokazach. Tak opisywał zmiany w kinie lubelski dziennikarz i prelegent Mirosław Derecki:
Kino Staromiejskie nie tylko wprowadziło na swój ekran interesujący, ambitny repertuar, jego kierownictwo nie tylko potrafiło sobie poradzić z niesforną młodzieżą staromiejską, ale zdołano tutaj wprowadzić „dni studyjne”, podczas których wyświetlane są filmy o wysokich walorach artystycznych i społecznych. Do niedawna jeszcze uważano, że stworzenie w Lublinie drugiego kina studyjnego jest w obecnej chwili niemożliwe, a w wypadku kina Staromiejskiego – wręcz bezcelowe. Przy odrobinie dobrej woli i pewnym momencie ryzyka, inicjatywa okazała się możliwa do zrealizowania i, co więcej, że także na tym terenie istnieje zapotrzebowanie na dobry film. Tutaj trzeba podkreślić duży wkład pracy organizacji miejskiej Związku Młodzieży Socjalistycznej, która sprawuje patronat nad kinem Staromiejskim i powołała radę artystyczną, której zadaniem jest czuwanie nad doborem odpowiedniego repertuaru4.
Przez jakiś czas kino działałno pod patronatem Związku Młodzieży Socjalistycznej (od 1976 roku Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej), koordynującym ogólnopolską akcję „Z filmem na Ty”. Było to niejako powtórzenie formuły działalności dyskusyjnych klubów filmowych, tyle że ruch klubowy był i pozostał inicjatywą oddolną, niezależną. ZMS prowadził szkolenia dla popularyzatorów sztuki filmowej, organizował obozy filmowe i, właśnie w Staromiejskim, studium wiedzy o filmie.
Początki były niełatwe, ale wytrwałość przynosiła efekty, o czym donosił Derecki:
Gdy w lubelskim kinie Staromiejskie, nad którym patronat objął ZMS, wprowadzono przed niektórymi prelekcje, początkowo część widzów wstawała po prostu z miejsc i wychodziła do hallu na papierosa. Powoli nabyte w ciągu kilkudziesięciu lat przyzwyczajenia (a raczej „nieprzyzwyczajenia”) ulegają zmianie; obecnie ci, których poważniejszy repertuar nie interesuje, nie przychodzą w dni studyjne do Staromiejskiego. A przy tym sala wcale nie świeci pustkami. Myślę, że w tym wypadku zwyciężyła konsekwencja oraz repertuar, dopierany w sposób może trochę „specyficzny”, ale w ogólnym rozrachunku właściwy5.
Na fotografiach kina wykonanych pod koniec lat 70. wciąż widać spore logo ZSMP, wiszące z lewej strony ekranu. To musiała być silna relacja.
Przy kinie miała też mieć swoją siedzibę Wojewódzka Rada Artystyczna Kin Studyjnych, ale nastąpiło:
ograniczanie działalności Rady i ignorowanie jej postanowień oraz zlikwidowanie jedynego w województwie etatu instruktora programowego, sprawującego pieczę na działalnością 17 nominalnych placówek studyjnych. Ostatnio niespodziewanie przekazano obcej, skądinąd szacownej instytucji, pomieszczenia w budynku kina Staromiejskiego, z dawna przyrzeczone na potrzeby działalności Rady6.
A co się stało z tymi pomieszczeniami?
27 stycznia 1970 roku zatwierdzony zostaje „Projekt techniczno-roboczy budowlano-konstrukcyjny przebudowy i zabezpiecznia łącznika kina Staromiejskiego”. Dawne zascenie, czyli garderoby Starego Teatru odcięto od macierzystego budynku, zmieniono wnętrze, ilość kondygnacji. Wprowadza się tutaj Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze7.
Zauważmy tutaj, że od 14 lutego 1967 roku teatr przy Jezuickiej był wpisany do rejestru zabytków, co może jeszcze zwiększać zdumienie dosyć jednak poważną ingerencją w architekturę budynku. Swoją drogą, teatr oficjalnie stał się zabytkiem w doborowym towarzystwie – tego samego dnia w rejestrze znalazły się także klasztorny zespół pobernardyński, brama Grodzka, Trybunał i pałac Czartoryskich (wpisy A/221-A/225)8.
Wróćmy jednak do kłopotów i niedogodności wokół kina Staromiejskiego, bo było więcej. Brakowało choćby oświetlenia na ulicy Trynitarskiej, o co z Miejskim Zarządem Dróg, Mostów i Zieleni przez wiele miesięcy toczyła boje kierowniczka kina. I pamiętajmy, że w kinie wciąż nie było sanitariatów (jeśli nie liczyć wychodka na zewnątrz)...
Śledząc doniesienia prasowe, repertuary i wspomnienia, można dojść do wniosku, że te większość z tych interesujących pomysłów na uatrakcyjnienie repertuaru kina pojawiała się i szybko gasła. Mimo dopisującej publiczności. Grzęzły w urzędniczych tabelkach i formułkach. Część z pewnością wyprzedzała swoje czasy. Jeszcze raz oddajmy głos Dereckiemu:
Mniej więcej rok temu nad kinem objął patronat Zarząd Miejski ZMS, co pociągnęło za sobą rewolucyjne przemiany. Zaangażowano nową, energiczną kierowniczkę, która wypędziła zadomowioną tutaj żulię. Spotkało się to z przychylnością władz kinowych. Następnie kierowniczka zwalczyła w salach brud, doprowadziła do wstawienia drzwi w poczekalni i zaczęła organizować wystawy fotosów filmowych. I to zaakceptowano. Wreszcie, wraz z ZMS i nieszczęsną radą artystyczną, kierowniczka zaczęła dbać o ambitny repertuar filmowy. Zaś zapewnienie w kinie ambitnego repertuaru było głównym celem, dla jakiego ZMS objął nad Staromiejskim patronat. Nowe kino miało stać się ewenementem w skali wojewódzkiej, a może nawet krajowej. Miało ściągnąć młodzież interesującą się dobrymi filmami. Zakładano wprowadzenie cyklów tematycznych (…), zakładano – dla jeszcze większego uatrakcyjnienia kina leżącego nieco na uboczu – wprowadzenie dni studyjnych (…) Wreszcie miały się tam odbywać „premiery miesiąca”, na seansach zamkniętych, przeznaczone tylko dla aktywu zetemesowskiego. Tego już było dla kinowych lubelskich instytucji za wiele. Oczywiście nie – żeby się nie zgadzać. „Cenna inicjatywa” jest zawsze rzeczą cenną. Podnosi prestiż instytucji i doskonale wygląda w sprawozdawczości. Ale powoli należy ją sprowadzić w „normalne” koleiny. (…) W efekcie wszystko jest zgodne z przepisami, a że działalność kina Staromiejskiego jest tylko przygrywką do tego, co można by tam robić, to już nic nikogo nie obchodzi9.
Mimo naprawdę interesujących pomysłów i, jak się wydaje, niemałego wkładu pracy zespołu, Staromiejskie nie było w stanie się wybić, przeznaczony mu był los kina małego, mieszczącego się w samym centrum miasta, a jednak peryferyjnego.
Co na pewno się sprawdzało, to weekendowe poranki dla najmłodszej publiczności. Te były oblegane.
Trzeba odnotować jeszcze jeden wizjonerski plan. Zrodził się mniej więcej w połowie lat 70. Prawdopodobnie nigdy nie wyszedł poza właśnie wymiar wizji i rozmów mniej lub bardziej oficjalnych, ale to wystarczyło, by Derecki mógł przypomnieć:
Zaprzepaszczono kiedyś okazję urządzenia w Staromiejskim ogólnopolskiego muzeum kinematografii. Może by tutaj urządzić filię warszawskiego Iluzjonu, kino-zabytek, czy co tam jeszcze?...10
To byłoby coś! Wszakże pierwsze i jedyne w Polsce łódzkie Muzeum Kinematografii powstało jako dział w Muzeum Miasta Łodzi w 1976 roku, a status samodzielnej placówki i własną siedzibę zoskało dopiero dekadę później.
Na wystawę, między innymi przypominającą kinowe dzieje budynku przy Jezuickiej w Lublinie, trzeba było poczekać jeszcze bez mała pół wieku. Otwarto ją 20 października 2022 roku.
[1] (Kaz), W starym kinie, „Sztandar Ludu” 1970, nr 204 (28.08), s. 4.
[2] Zob. Maciej Gil, 60 lat kin studyjnych (1959-2019), Wyd. Fundacja Wspierania Kultury Filmowej Cyrk Edison, Kraków 2019, s. 5.
[3] Maciej Gil, dz.cyt., s. 9.
[4] M.D. [Mirosław Derecki], I co dalej?, „Kamena” 1969, nr 22, s. 10.
[5] MD [Mieczysław Derecki], „Wieczorni goście”, „Kamena” 1969, nr 13, s. 10.
[6] Edward Kutermankiewicz, Z Lublina raport optymistyczny, „Film” 1973, nr 22, s. 4.
[7] Waldemar Sulisz, Requiem dla Starego Teatru, „Kurier Lubelski” 1986, nr 76, s. 5.
[8] Zob. https://lublin.eu/lublin/przestrzen-miejska/zabytki/zabytki-lublina/zabytki-wpisane-do-rejestru/ [dostęp: 16 marca 2022 roku].
[9] (MD) [Mirosław Derecki], Staromiejskie preludium, „Kamena” 1969, nr 1, s. 8.
[10] Mirosław Derecki, „Samobójczy trup siny wisiał na chustce...”, „Kamena” 1978, nr 8, s. 12.
tekst: Maciej Gil
Rok 1981. Budynek zapada w śpiączkę
Za ostatni dzień funcjonowania kina Staromiejskiego uznać należy czwartek 3 grudnia 1981 roku. Tego dnia o godzinie 17:00 wyświelono rumuńską komedię Siedmiogórzanie na Dzikim Zachodzie z 1981 roku w reżyserii Dana Pițy, a o 19:15 amerykański thriller medyczny Coma z 1978 roku w reżyserii Michaela Crightona. The end.
W wielu artykułach i wspomnieniach powtarza się jednak niedziela 5 lipca 1981 roku jako finalny dzień istnienia kina. Ostatnimi wyświetlonymi filmami byłyby więc zestaw bajek dla najmłodszych widzów, Nosferatu wampir z 1979 roku w reżyserii Wernera Herzoga i Wierna żona z 1976 roku w reżyserii Rogera Vadima. Od 6 lipca gazety codzienne podają, że kino jest nieczynne.
Wyjaśnienie tej sytuacji znaleźć można niespełna miesiąc później w „Kurierze Lubelskim”:
Kino Staromiejskie mieści się w zabytkowym budynku, który wymaga poważnych prac rewaloryzacyjnych. Brak środków finansowych nie pozwala na przeprowadzenie od razu kapitalnego remontu. Zarząd rewaloryzacji Starego Miasta podjął więc decyzję o wykonaniu przynajmniej pilnych prac zabezpieczających kopułę nad widownią i słupy podpierające balkony. Chodzi o to, że krokwie w konstrukcji kopuły rozdzieliły się, natomiast słupy były nieco skrzywione i w dodatku zmurszałe. Mogło dość do poważnego wypadku. (...) Kino zamknięto już 6 lipca – pierwsi robotnicy pojawili się dopiero po dwóch tygodniach. Tempo robót w ostatnich dniach pozwala mieć nadzieję, że Staromiejskie wznowi działalność przy końcu września. Pierwotny termin uruchomienia kina minął 31 lipca. Pozostawiamy rzecz bez komentarza. Przy okazji informacja o przyszłym przeznaczeniu budynku. Otóż na posiedzeniu rady konserwatorskiej podjęto decyzję, by w najbliższej przyszłości zawiesić seanse filmowe, a lokal przeznaczyć na potrzeby lubelskiej Estrady1.
Przerwa w działalności trwała ponad dwa miesiące. W czwartek 17 września w Staromiejskim można obejrzeć nienowe już filmy Rzeczpospolita babska z 1969 roku w reżyserii Hiernima Przybyła i Cena strachu z 1953 roku w reżyserii Henriego-Georgesa Clouzot. Kino działać będzie jeszcze przez kilkanaście tygodni.
Dlaczego Staromiejskie zostało zamknięte? Powody mogły być rozmaite: może obserwowane w skali całego kraju malejące zainteresowanie publiczności, co łączyło z jednej strony z coraz mniej ciekawym repertuarem kinowym, a z drugiej z powoli rosnącą popularnością telewizji; może polityka zarządcy lubelskich kin; może wymieniony w cytowanym artykule inny pomysł na wykorzystanie tej przestrzeni, a może, co wydaje się najbardziej prawdopodobne, zwłaszcza gdy przyjrzy się wnikliwie zdjęciom z końcówki lat 70. i poczyta między wierszami, coraz bardziej pogarszający się stan techniczny budynku i jego wyposażenia.
Parę lat później lubelski dziennikarz Adam Wilk zanotował:
25 stycznia 1983 roku kino opuszcza budynek teatru na Starym Mieście, dewastując instalację elektryczną, odcięty zostaje dopływ ciepła i prądu. Pracownicy zarządu kin zabierają fotele, projektory, wszelkie elementy wyposażenia, nie zostawiając nic. A przecież budynek przejęty od właściciela na zasadzie umowy najmu, wynajęty został w stanie zadowalającym, wraz z kompletnym wyposażeniem. W tej umowie Wojewódzki Zarząd Kin zobowiązał się do płacenia tylko połowy czynszu, którego druga połowa miała iść na zabezpieczenie zabytkowego obiektu...2
Umowa taka, której właściciele oczywiście nie mogli nie podpisać, datowała się od 1946 roku, a ta ostatnia, wspomniana wyżej obowiązywała od 22 czerwca 1961 roku.
Zabito okna, drzwi zamknięto na kłódki. Prowizorycznie zabezpieczony, zabytkowy gmach wkrótce zamienił się w melinę. Ponoć we wnętrzu płonęły ogniska. Dewastacja postępowała. Nieuregulowany status własnościowy, a może i wszechobecny marazm lat 80. skutkowały niemożnością jego ratowania, mimo pojawiających się co rusz takich pomysłów i prób, które podejmowały i urzędy, i lokalne media.
Jerzy Schönborn, dziennikarz tygodnika „Film”, takimi słowy rozpoczął recenzję tego ostatniego wyświetlonego w Staromiejskim filmu:
Słowo „koma” pochodzi o greckiego „komma” – odcięcie i oznacza śpiączkę, stan głębokiej utraty przytomności i braku reakcji na bodźce zewnętrzne. Użycie tego słowa w tytule filmu Crichtona nie ma jednak żadnego związku z zachowaniem widzów. Wręcz przeciwnie. Film jest umiejętnie zrealizowanym dreszczowcem i nawet wybredny kinoman nie powinien się na nim nudzić3.
Pod koniec 1981 roku teatr i kino przy Jezuickiej zapadły w śpiączkę na długie lata. A zgłębiając losy tego budynku, najwybredniejsza nawet osoba nie może się nudzić.
[1] (sok), Ślamazarne tempo. Roboty renowacyjne w kinie Staromiejskim, „Kurier Lubelski” 1981, nr 149, s. 4.
[2] Adam Wilk, Skarga umierającego teatru, „Sztandar Ludu” 1987, nr 267 (dodatek „Magazyn Tygodniowy”), s. 9.
[3] Jerzy Schönborn, W szpitalach bywa różnie, „Film” 1981, nr 6, s. 10.
tekst: Maciej Gil