Jules Joseph Gabriel de Lurieu, Edmond Rochefort, Jean Merle
ŻOKO MAŁPA BRAZYLIJSKA

Stanisław Krzesiński w roli Żoko

Louise Pierson jako Kora, bohaterka spektaklu Żoko, małpa brazylijska, 1825, zbiory New York Public Library.

W końcu 1829 roku lubelski teatr pokazuje melodramat sensacyjny Żoko, małpa brazylijska – cztery lata po premierze paryskiej (Jules Joseph Gabriel de Lurieu, Edmond Rochefort, Jean Merle – Jocko, ou le Singe du Brésil), rok po premierze warszawskiej. Jest to przykład widowiska popularnego łączącego elementy komediowe i melodramatyczne, z sensacyjną fabułą, kostiumami, elementami akrobatyki i scenograficznymi „efektami specjalnymi” (statek rozbijający się o skały). Fabuła dostarczała pretekstu do pokazania zdumiewających ówczesną publiczność zachowań małpy, uratowanej i oswojonej przez właściciela plantacji, Portugalczyka Fernandeza, która wykazuje się sprytem i inteligencją. Niema rola Żoko, odgrywana w masce i w pełnym, efektownym kostiumie, wymaga zdolności pantomimicznych i niebywałej sprawności. W Lublinie dzięki niej zasłynął Stanisław Krzesiński. [Żoko] tańczy do melodii granej przez Portugalczyka na gitarze, stara się także pomagać w codziennych czynnościach. Zrywa dla swojego pana orzechy kokosowe, rozbija je i stawia na stole. W jednej ze scen przynosi mu odnalezione w dżungli diamenty owinięte w liście. Zwierzę niesie radość także pracującym na farmie tubylcom („Brazylianom”), tańczy i skacze w rytm śpiewanych przez nich pieśni, imponuje im swoim sprytem i zręcznością. [Robi psikusa służącemu, przebierając się za człowieka i naśladując go nie do poznania].

Kolejnym atutem tego atrakcyjnego przedstawienia jest egzotyczna sceneria – dzięki której publiczność europejskich miast może „przenieść się” do plantacji w brazylijskiej dżungli, a w drugiej części oglądać brzeg oceanu i katastrofę statku:

Okręt […] w głębi sceny w całej powierzchowności swej z żaglami i masztami, z ludźmi na pokładzie widocznie walczącymi z burzą. Okręt ten wpływał na scenę i dopiero uderzając o skałę rozbijał się i zatapiał. Walące się maszty, rozpadający się w kawały statek, tonący ludzie i widocznie wpadające do wody dziecko, które potem małpa ratuje, wielki efekt sprawiały!

Żoko ratuje z rozbitego statku dziecko Fernandeza, otacza je opieką, karmi i ogrzewa. W finale sztuki stacza heroiczną walkę z jadowitym wężem, który chce ukąsić dziecko. Przypadkowo raniona przez jednego z marynarzy, umiera jak bohater we wzruszającej finałowej scenie.

Scena z przedstawienia Żoko, małpa brazylijska, 1827, zbiory New York Public Library.

Krzesiński tak opisuje przygotowania do spektaklu i swój sukces:

Ale największą nowością w końcu tego roku był melodramat sprowadzony z Warszawy na benefis Frołowicza, Żoko, małpa brazyliska. Frołowicz, widząc mą zdolność w mimice i lekkość gimnastyczną, pytał mnie nieraz, czybym się nie podjął wykonania roli Żoko. Naśladowanie łazów małpich zdawało mi się być trochę przytrudne, ale wszelako odpowiedziałem mu: „Sprowadź sztukę, a zobaczę". Sprowadził więc, ale tylko sam egzemplarz, bo za  muzykę drogo żądano. Dobrałem więc, jak mogłem, z różnych melodram różne kawałki stosowne i utworzyłem całość, a rozpoznawszy się dobrze w sztuce,  korzystawszy z opowiadań Łapińskiego o grze Springera i na szczęście obserwując łazy małpki, którą  tu w Lublinie mieli pewni państwo, wystąpiłem w tej roli. Ubiór miałem płócienny, który, równie jak twarz moją, zbliżył do prawdy malarz Malinowski, nasz dekorator teatralny. Przy ogólnej pięknej wystawie plantacji brazylijskiej złudzenie było kompletne. Jedno sobie tylko zastrzegłem i pod tym warunkiem przyjąłem tę rolę, że wszyscy zachowają największy sekret, kto przedstawia Małpę. Na afiszu nawet umieszczone były gwiazdki, bo miałem sobie za ubliżenie, aby nazwisko artysty kłaść przy rolach zwierzęcych. Sekret był dotrzymany.

Frontyspis sztuki Żoko, małpa brazylijska autorstwa Edmonda Rocheforta, 1825,

Powodzenie miałem najświetniejsze, sztukę tę musiano powtórzyć zaraz na następne przedstawienie i żądano, aby w nadchodzące święta Bożego Narodzenia była znowu daną. Tymczasem ciekawość publiczności zaostrzyła się do najwyższego stopnia, kto Małpę przedstawia. Zapytani aktorowie i ja sam pytającym odpowiadałem, że proszeni jesteśmy o sekret i wydać go nie możemy. Ale dochodzi nas wiadomość, że publiczność już wie, kto. W trzecim pułku liniowym był doboszem Żorż, syn tancerza słynnego w Warszawie, i na prowincji dający lekcje tańca, a od roku wzięty do wojska, pędziwiatr, jak to mówią, zawołany. Otóż on, korzystając z tajemnicy, zwierza się pod największym sekretem paru znajomym, że to on przedstawia Małpę. Wiadomo, że sekret, udzielony młodym ludziom udziela się w sekrecie innym, tak że pod sekretem dostaje się starszym i wkrótce pod sekretem całe miasto o tym mówi. Tak więc i nam wyjawiono, kto przedstawia Małpę. Zostałem tym mocno zadrażniony. I Nowiński, i aktorowie nalegali na mnie, abym nie pozwolił przywłaszczać innemu przynależnych mi pochwał i zdobytych taką pracą. Na trzecie więc przedstawienie wśród bardzo licznego zgromadzenia, gdy mnie po ukończonym widowisku przywoływano bezimiennie, okrywając hucznymi oklaskami (a ja zawsze występując na zawdzięczenie jeszcze jakiego zrobiłem figla gimnastycznego, przez co większe zadowolenie publiczności wzrastało), tym razem występując, przywołany, odzywam się do widzów: „Łaskawa publiczności! Wasze względy są tak wielkimi i silnymi, że zwierzęciu mowę przywracają!" – i wówczas znowu zrobiłem jak zwykle figla na pożegnanie. Jednogłośnie dał się słyszeć wykrzyk: „Krzesiński! To nasz Krzesiński!". Tryumf mój był zupełny, zadowolenie kolegów z konceptu mego, o którym nic nie wiedzieli poprzednio, było nie do opisania. A biedny Żorż przez kilka dni musiał się ukrywać, bo go chciano za to samochwalstwo kijami obić, chociaż się tłumaczył, że on tylko chciał sobie zażartować z tego, któremu powierzył ten sekret1.

Powodzenie widowiska było tak duże, że aktorom z trupy Kajetana Nowińskiego nie pozostało nic innego, jak naprędce napisać i wystawić kolejny, podobny spektakl. I tak w kolejnym roku lublinianie obejrzeli następny brazylijski melodramat z efektami specjalnymi pod tytułem Dwie małpy, czyli spalenie osady brazylijskiej.

tekst: Grzegorz Kondrasiuk

1 Stanisław Krzesiński, Koleje życia, PIW, Warszawa 1957, s. 83–84.

W zakładce Archiwum można zobaczyć egzemplarz teatralny sztuki z biblioteki A.T. Chełchowskiego →

Wyszukaj

Wpisz poniżej wyszukiwaną frazę, po czym wciśnij przycisk "Szukaj".

Cookies

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony oznacza, że cookies będą zamieszczane w Państwa urządzeniu; więcej informacji znajdą Państwo w polityce prywatności.

Należy zaakceptować cookies, aby przeglądać zawartość strony. Decyzję można w każdym momencie zmienić w ustawieniach przeglądarki.