Mateusz Pakuła
WIELORYB THE GLOBE

Sztuka o empatii, o wychodzeniu z choroby i niesieniu pomocy, o słowach i o tym, czego słowa nie są w stanie powiedzieć, o sile muzyki i jej uzdrawiającej mocy, o czułości, rodzeniu dzieci, o granicach wyobraźni. Wieloryb The Globe to tekst dedykowany Krzysztofowi Globiszowi. Po udarze mózgu, którego doznał w 2014 roku, aktor powrócił na scenę rolą w przedstawieniu Podopieczni w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze (prem. 9 kwietnia 2016). Dzięki intensywnej rehabilitacji, także poprzez obecność w spektaklach, stopniowo pokonuje paraliż i afazję.

Wieloryb the Globe to wspólna produkcja Teatru Starego i krakowskiej Łaźni Nowej. Surrealna, śmieszna i zarazem smutna opowieść o Krzysztofie Globiszu z udziałem Krzysztofa Globisza grającego Krzysztofa Globisza w roli Wieloryba wyrzuconego na brzeg, któremu próbują pomóc dwie aktywistki Greenpeace. Twórcy spektaklu próbowali odpowiedzieć na pytanie: Kto tu kogo naprawdę bada? Czy da się powiedzieć za Globisza to, co on czuje, i poczuć to samo co wielki aktor, który jeszcze nie może korzystać na scenie ze swojej dawnej techniki? Co się udało, a co nie mogło się udać w tym projekcie. Niebezpieczeństwa i pokusy teatru pokazującego cielesną słabość człowieka – tak spektakl był zapowiadny przez oba teatry.

Kształt, ideę i oddziaływanie spektaklu sczegółowo przedstawił w swojej recenzji Aktor z innego świata w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (z 16 grudnia 2016, nr 243) Jacek Wakar:

Oglądam Wieloryba The Globe z poczuciem, że nie ma tutaj śladu szantażu emocjonalnego ani taniego współczucia. Krzysztof Globisz tworzy wielką rolę w słowach i poza słowami. To więcej niż teatr.

W 2014 roku Krzysztof Globisz przeszedł wylew krwi do mózgu. Był w wyjątkowym momencie artystycznej drogi. Na jego rolach trzymała się lwia część repertuaru krakowskiego Narodowego Starego Teatru, był najważniejszym liderem jego zespołu. Był też aktorem do spodu lojalnym, gotowym na ryzyko eksperymentu, wyglądającym w przyszłość, odważnym może czasami aż zanadto. Przy tym pozostał znakiem świetności sceny przy placu Szczepańskim. Miał przecież wielki udział w legendarnych inscenizacjach Jerzego Jarockiego, Andrzeja Wajdy, Jerzego Grzegorzewskiego, Krystiana Lupy. Grał u nich wszystkich, z każdego biorąc, ile chciał, każdemu dając bardzo wiele. Grał również w owym czasie w filmach — lepszych i gorszych — może odrobinę za dużo.

Krzysztof Globisz. Fot. Dorota Awiorko

Choroba Globisza, tak się zdawało, miała na zawsze odebrać wielkiego aktora scenie. Powroty z takich stanów z początku zdają się niemożliwe, potem w najlepszym razie ekstremalnie rozciągnięte w czasie, liczone w mikroskopijnych krokach. Przyjaciele artysty najpierw cieszyli się z tego, że on w ogóle jest. Pamiętam jedną z najbliższych mu osób, która opowiadała mi, jak bardzo irytują ją pytania o powrót Globisza do zawodowego życia. Kiedy i jak — dociekali dziennikarze. My gotowi byliśmy na cierpliwe czekanie.

Wieloryb The Globe zrazu był gestem w kierunku aktora, dopiero potem stał się fascynującym teatrem. Historia jego powstania stała się częścią dramatu Mateusza Pakuły. Ewa Rysova, która widowisko w Łaźni Nowej wyreżyserowała, była asystentką Krzysztofa Globisza przy zrealizowanym przez niego jednym z aktorskich dyplomów. Zuzanna Skolias i Marta Ledwoń jego studentkami w krakowskiej PWST i w tamtym spektaklu wystąpiły. Pakuła pisze, że doskwierała im bezradność wobec sytuacji swego profesora i wspólnie doszli do wniosku, że jedynym jej przełamaniem byłoby przedstawienie. Podobno namawianie Globisza nie trwało długo. Zaangażował się w projekt, z początku nazwany przez autorów teatrem terapii. Premierowy wieczór udowodnił jednak, że Wieloryb The Globe jest czymś więcej. Zapewne spełnia terapeutyczną funkcję, ale w tym samym co najmniej stopniu co głównego wykonawcę leczy nas na widowni. Samo to określenie wydaje się nieprecyzyjne i trochę podejrzane. Tym bardziej że nie ma na scenie Łaźni pacjenta poddawanemu leczeniu poprzez sztukę, jest za to wielki aktor w nieprawdopodobnej, niepodobnej do swych innych roli. Nie ma popatrywania, czy Globiszowi dobrze, czy nie trzeba mu pomóc. Młode aktorki prowadzone przez Ewę Rysovą ustawiają się niejako na przekór. Skaczą jak piłki wokół wyrzuconego na brzeg Wieloryba Globisza, jakby chciały z nim i nim się zabawić, jakoś go sprowokować. Drażnią go odrobinę, sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić. Zdaje się, jakby były wobec swojego mistrza w kontrze, a jemu w to graj. Krzysztof Globisz niepodzielnie rządzi bowiem całym przedstawieniem. W którymś momencie, bliżej finału, pada fraza „The world is the stage, my brain is the stage”. Świat jest sceną — to wiemy, z Szekspira. Mój mózg jest sceną — to mogłoby być z Globisza. Poza słowami przekonujemy się, że osobne przedstawienie odbywa się w aktorze. Jesteśmy pewni, że teraz bardziej niż kiedykolwiek ma on własny, nam niedostępny świat. Wieloryb The Globe jest karkołomną, ale udaną próbą połączenia dwóch światów. Zbudowania kładki, po której stąpa Głobisz, a my wchodzimy na nią razem z nim.

Zuzanna Skolias, Marta Ledwoń, Krzysztof Globisz. Fot. Dorota Awiorko
Krzysztof Globisz. Fot. Krzysztof Bieliński

Gra wieloryba wyrzuconego na brzeg, pozbawionego wody. Marta Ledwoń i Zuzanna Skolias wcielają się w — jak mówią ironicznie — rainbow warriorki, które próbują go ratować, gadając z nim, śpiewając mu piosenki. Zaczyna się to wszystko od Globisza. Wchodzi o lasce, z trudem stawia kroki. Potem przystaje, jakby w głowie — a my z nim — usłyszał muzykę. I dyryguje nią przez dłuższą chwilę. Gest wielkiego aktora stwarza teatr i teatr mu podporządkowuje. Potem powtórzy się jeszcze w spektaklu, pokazując, kto tu ma moc wprawiania w ruch scenicznej machiny. Może najbardziej niezwykłe jest jednak patrzeć na zmaganie z tekstem. Aktor ma go sporo, mierzy się z nim raz gładko, za chwilę z trudem przeskakuje barierę. W głosie słychać dawnego Globisza, tyle że teraz nabrał on jeszcze przedziwnej melodyjnej tonacji. Niektóre zdania zatem niemal śpiewa, zmieniając całość nieomal w utwór muzyczny. Słowa zaś czasem nie przechodzą, Globisz powtarza je z coraz to większą wściekłością. Wyrzuca z siebie wtedy siarczyste kurwy, to ponoć było jedno z niewielu słów, jakich nie odebrała mu afazja. Patrzymy więc na walkę aktora z ograniczeniami, którymi skrępowała go choroba. Wiemy, że zdolny byłby powiedzieć wszystko, bo wszystko w sobie ma, ale ułomność ciała i mowy na to nie pozwala. Dlatego walczy do upadłego, raz po raz wygrywając. Może to w Wielorybie jest najbardziej poruszające.

Nie jest to wieczór, gdzie ktokolwiek domaga się współczucia, gdzie próbuje się grać na uczuciach, cynicznie wywoływać emocje. Krzysztof Globisz nie został przez nikogo użyty, nikt nim nie manipulował, aby wywołać na scenie założony z góry efekt. Można powiedzieć, że przedstawienie Rysovej nie kończy się w teatrze, bowiem oswaja chorobę, zostawia w przeświadczeniu, że niemożliwe staje się możliwe. Bywa przy tym nieprawdopodobnie zabawne, bo przed śmiesznością nie bronią się młode aktorki i nie ucieka przed nią Globisz. Sceny, gdy opowiada bajki, z wykrzyczanym „aż tu nagle” same w sobie stanowią rewelacyjne etiudy, perełki absurdalnego humoru. Przy tym zdarzenia i skojarzenia rodzą się tu z niczego, wciąż krążąc wokół odzyskiwania wolności i przełamywania barier. Wieloryb pisze na świetlnej tablicy znaki, układające się w znane z dziecięcego filmu hasło „Free Willy”. Dziewczyny wraz z muzykami podchwytują jego pierwszy człon i za chwilę wybucha ze sceny „I Want to Break Free” grupy Queen. Wspaniały finał też dyktuje muzyka — tym razem „With a Little Help from my Friends” w wykonaniu odwołującym się do wersji Joe Cockera. Cockerem w Łaźni staje się oczywiście Globisz, śpiewając pojedyncze słowa i przygrywając na harmonijce. Ponoć nie robił tego wcześniej, dopiero teraz odkrył w sobie ten talent.

Zuzanna Skolias, Marta Ledwoń, Krzysztof Globisz. Fot. Dorota Awiorko

Wtedy już wiemy, że Krzysztof Globisz naprawdę z nami jest. Wrócił skądś; swojego czasu jego uczeń i przyjaciel Piotr Głowacki mówił w audycji radiowej, że musi kiedyś wszystkim opowiedzieć, jak tam jest. Jeszcze nie teraz. Na razie mamy powrót Globisza, rozłożony na etapy. Najważniejszym jest Wieloryb The Globe, ale wcześniej byli Podopieczni Elfriede Jelinek, zrealizowani przez Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze w Krakowie. Oglądam ten potężny spektakl podczas festiwalu Boska Komedia pół roku po premierze i mam w głowie gmatwaninę myśli. Bo z jednej strony jest to fantastyczna zespołowa robota, a z drugiej w sam tekst Jelinek wpisana została publicystyczna deklaratywność. Mówi o grupie uchodźców w kapokach wpław chcących dotrzeć do lepszego świata, gdzie zostaną brutalnie odrzuceni. Jelinek opowiada o nich w pierwszej osobie. Każe nam czuć się trybikami tej upragnionej, ale sankcjonującej opresję względem obcych rzeczywistości. Wzmaga to jeszcze sugestywne przedstawienie Pawła Miśkiewicza. Globisz jest w nim jednym z grupy imigrantów, porusza się na wózku, ma jeden monolog. Reżyser wygasza przy nim całą inscenizację, koledzy ze Starego wsłuchują się w złamaną mowę towarzysza z boiska. Może i taka była intencja, Krzysztof Globisz jest w Podopiecznych uosobieniem innego, ale idzie za tym ustawienie go w roli kogoś, kto czeka na pomoc. Tego udało się uniknąć w Łaźni Nowej.

Krzysztof Globisz, Marta Ledwoń, Zuzanna Skolias. Fot. Dorota Awiorko

Ogląda się Wieloryba The Globe z mokrymi oczami i przeświadczeniem, że jego znaczenie wykracza daleko poza teatr. To nie jest Globisz — Segismundo z Życia snem Jarockiego ani ten z Zaratustry Lupy. Nie jest to Globisz — złamany idealista z Krótkiego filmu o zabijaniu Kieślowskiego. To jest ten sam, ale już inny aktor. Lepiej widzieć w tym nie cud, ale wielkie zwycięstwo. Mam też poczucie, że wspólna produkcja Łaźni Nowej i Teatru Starego w Lublinie (spektakl będzie pokazywany także na jego scenie) to rzecz niepowtarzalna. Może pojawią się kolejne z podobnie obsadzonym Krzysztofem Globiszem, ale emocje takie jak na Wielorybie przeżywa się tylko raz.

NAGRODY

NAGRODA MIESIĘCZNIKA „TEATR”
Nagroda Specjalna została przyznana twórcom spektaklu Wieloryb The Globe: Krzysztofowi Globiszowi, Mateuszowi Pakule, Evie Rysovej, Marcie Ledwoń, Zuzannie Skolias, Antonisowi Skoliasowi, Marcinowi Chlandzie, Cezaremu Tomaszewskiemu i Mateuszowi Wajdzie. Spektakl został uznany za dzieło „o unikalnej wartości artystycznej i humanistycznej”. W laudacji podkreślono, że w spektaklu „powoli, jak prowadzeni za rękę, wchodzimy w wewnętrzny świat wybitnego aktora, którego nagła choroba pozbawiła pamięci, mowy, uczuć w stopniu większym niż przeciętnego człowieka, bo większy był zakres tych doświadczeń w jego scenicznym życiu”. Zwrócono jednak uwagę, że spektakl nie ma na celu wciągnięcia widza w nieprzenikniony świat choroby i nieszczęścia, pozwala za to, by wraz z Krzysztofem Globiszem „krok po kroku odkrywać cud życia w jego najprostszych przejawach”.

LUDWIKI
Ludwik, czyli nagroda im. Ludwika Solskiego, jest wyróżnieniem przyznawanym przez krakowskie środowisko teatralne. W roku 2017 wznowiono ją po 14 latach przerwy. Jury przyznało Ludwika Krzysztofowi Globiszowi za najlepszą rolę męską w spektaklu Wieloryb The Globe, a Antonis Skolias i Zuzanna Skolias otrzymali nagrodę za najlepszą muzykę do tego właśnie spektaklu.

NOMINACJA DO NAGRODY „STRZAŁY 2017” (PLEBISCYT „GAZETY WYBORCZEJ W LUBLINIE” NA NAJCIEKAWSZE WYDARZENIE KULTURALNE)
Nominacja za próbę zrozumienia świata choroby i płynącą z tego lekcję empatii ubraną w wyrafinowaną
artystyczną formę.

Fragmenty recenzji:

Wieloryb grany przez chorego na afazję Krzysztofa Globisza jest najbardziej wstrząsającą kreacją w polskim teatrze od czasu tej, którą stworzył w Ja, Fauerbach w 1990 roku Tadeusz Łomnicki – największy polski aktor drugiej połowy XX wieku.

Jacek Cieślak, „Rzeczpospolita”  z 10 grudnia 2016

W spektaklu aktorskie „zwierzę sceniczne” to wieloryb. Czemu nie, choć z tym określeniem zwykle kojarzy się zwierzę zręczne, pełne naturalności i wdzięku […]. Musimy więc zmienić utarty tok skojarzeń, odkleić się od przyzwyczajeń, zobaczyć na nowo aktora, którego przecież dobrze znamy. Przekonać się, że wieloryb też może być zwierzęciem scenicznym, a w Krzysztofie Globiszu mieszka Krzysztof Globisz, a nie – jak twierdzili lekarze – nic.

Joanna Targoń, „Gazeta Wyborcza” z 12 grudnia 2016

Globisz całym sobą daje świadectwo pokory połączonej z przekonaniem, że uważne bycie na scenie
i otwarcie na partnerów scenicznych, ale też na wszystkie inne elementy przedstawienia – od muzyki po
scenografię – pojmowanego jako organiczna całość, może stać się czytelnym komunikatem. A w przypadku
Wieloryba… staje się piękną, chwilami ciepłą, chwilami dogłębnie smutną rozmową z widownią.

Agnieszka Dziedzic, „Internetowy Magazyn Teatralia” 2017, nr 191

Globisz w środku siebie dalej pozostał transformistą, umie zmieniać nastroje i osoby, które nam pokazuje, na pstrykniecie palca, tylko że pstryknąć już się nie da. Trzeba ten start do transformacji pokazywać inaczej. Więc w swoich monologach-niemonologach jest jak dziecko, które nie poznało jeszcze wszystkich słów. Jak muzyk bez instrumentu, grający na czym popadnie. Jak Mówca z Krzeseł, który nie mówi, a próbuje rysować. Jak dyrygent niewidzialnego chóru w głowie. Krzysztof Jonasz Globisz mógłby powiedzieć za Barańczakiem, że poezja zaczyna się wtedy, kiedy chęć wypowiedzenia zderza się z ograniczeniem.

Łukasz Drewniak, „Kołonotatnik”

Gospodyniami przedstawienia są Zuzanna Skolias i Marta Ledwoń. Wyznaczone im role działaczek Greenpeace ratujących Wieloryba z początku wydają się nieść komediowy wydźwięk. Zwłaszcza gdy utalentowane wokalnie aktorki rywalizują na przeboje. Intonując tytułowemu bohaterowi hity od Adele do Hey. W miarę rozwoju akcji aktorskie maski coraz bardziej jednak uwierają. Wzrasta świadomość wyzwania kontaktu z osobą, która wraca z dalekiej podróży. Znikają mentalne bariery, a pojawiają się rozrachunkowe wyznania. Mów do mnie jeszcze – mogłoby brzmieć motto całości. Artykulacja własnych potrzeb, wspomnień i odczuć jest tu niezmiernie istotna. W równym stopniu dotyczy walczącego ze skutkami afazji Globisza, co dzielące się własnymi problemami Skolias i Ledwoń.

Łukasz Badula, kulturaonline.pl

Ważne jednak, że twórcy nie stosują, o co bywali oskarżani, szantażu emocjonalnego: poruszenie bierze się w tym spektaklu z umiejętnie skonstruowanych metafor, z bezpretensjonalnie afirmatywnej atmosfery, a w końcu chyba z tego po prostu, że widzimy, iż, mimo choroby, w Globiszu nie umarł artysta. Dowód? Proszę posłuchać, z jaką precyzją i czułością aktor wykonuje partie wieloryba w brawurowym songu do tekstu Tuwimowego Pana Maluśkiewicza. Czapki z głów. Najważniejszym tematem Wieloryba zostaje koniec końców pytanie o naturę aktorstwa i teatru w ogóle: o to dziwne napięcie między kreacją, sztucznością a nieubłagalnością prawdziwego życia z jego wszelkimi niedoskonałościami – o to, jak te dwa porządki mieszają się w teatrze. W tym duchu przebiega także zaskakujące spotkanie kondycji aktora z pisarskim stylem Mateusza Pakuły, który wyjątkowo upodobał sobie nieomal dadaistyczną filozofię języka, żywioł swoich dramatów, budując często wokół pleplania, nonsensów, dziecięcego gaworzenia czy właśnie – afazji. Już sam tytuł jest zabawną grą sensów, która staje się zrozumiała w trakcie spektaklu. Skojarzenie nazwiska krakowskiego aktora z londyńskim The Globe jest oczywiście pyszne samo w sobie. Ale kiedy czytamy wyświetlone na ekranie słowa: „The world is the stage / My brain is the stage / I am the stage”, docierają do nas głębokie intencje twórców.

Szymon Kazimierczak, e-teatr.pl, 1 lutego 2017

Na finał, a i wcześniej, na widowni pojawiają się łzy. Wzruszenie chwyta za gardło. Wielki plus dla aktorów, muzyków na scenie i realizatorów, że udało się zbudować bardzo dobry spektakl. Mocny, świetnie zestrojony, intrygujący muzycznie, z bogatą symboliką, gdzie wiele rzeczy rozgrywa się na granicy halucynacji, poza i między słowami. Bo wieloryby porozumiewają się przecież między sobą dźwiękami, które przypominają piosenki. Trudno pisać o tym wyjątkowym spektaklu. Brakuje słów. Zobaczcie Wieloryba koniecznie. Po swojemu opowie wam swoją trudną i piękną historię.

Waldemar Sulisz, „Dziennik Wschodni” z 8 stycznia 2017

*********************************************************************************************************************************************

tekst i dramaturgia: Mateusz Pakuła
reżyseria: Eva Rysová
scenografia: Marcin Chlanda
muzyka: Zuzanna Skolias, Antonis Skolias
choreografia: Cezary Tomaszewski
reżyseria światła: Mateusz Wajda
Obsada: Krzysztof Globisz, Marta Ledwoń, Zuzanna Skolias, Antonis Skolias

Produkcja: Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, Teatr Łaźnia Nowa, Teatr Stary w Lublinie

prem. 9 grudnia 2016

Wyszukaj

Wpisz poniżej wyszukiwaną frazę, po czym wciśnij przycisk "Szukaj".

Cookies

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony oznacza, że cookies będą zamieszczane w Państwa urządzeniu; więcej informacji znajdą Państwo w polityce prywatności.

Należy zaakceptować cookies, aby przeglądać zawartość strony. Decyzję można w każdym momencie zmienić w ustawieniach przeglądarki.