Kajetan Nowiński
ORZEŁ BIAŁY

W okresie powstania listopadowego, na przełomie 1830 i 1831 roku doszło przy ulicy Jezuickiej do tzw. wojny teatrów. Trupy teatralne Kajetana Nowińskiego i Tomasza Augusta Chełchowskiego licytowały się na repertuar patriotyczny. Zaczęło się od chęci przygotowania widowiska przez zespół Nowińskiego, które mogłoby stanowić „jakąkolwiek pomoc dla ojczyzny”. Jak pisał Stanisław Krzesiński – wówczas członek tej grupy:

Nowiński napisał poemat sceniczny w dwóch odsłonach, pół wierszem, pół prozą, pt. Orzeł Biały. Sam przedstawił Jeniusza powstania, rolę najgłówniejszą, żona jego była Polką, my inni przedstawialiśmy cienie Kościuszki, Poniatowskiego, Dąbrowskiego, Jasińskiego, odzywające się z stosownymi przemowami z obłoków do narodu. Było to umieć publiczności w dobrą porę trafić do gustu! Na rękach też noszono Nowińskiego, uwielbiano! Żadne widowisko nie obeszło się bez dodania tej sztuki, a gdy jej nie było na afiszu, to w czasie przedstawienia wołano o jej odegranie. Dochody tez obfite wynagrodziły nam poprzednie straty.

Na Nowy Rok [1831] przedstawiliśmy tegoż Orła Białego z stosownymi dodatkami i życzeniami, napisanymi przez Nowińskiego. Zgomadzenie było najdzwyczaj liczne! Przyjęcie i zadowolenie publiczności trudne do opisania! Po mieście uważano nas jako wróżbitów przyszłego szczęścia, przyjmowano, uwielbiano tak, że się nam zdawało, iż jesteśmy istotami nadziemskimi! Przy takim przyjęciu i dochodach zapał też wzrastał w nas olbrzymio.

Zawistnym okiem na to powodzenie patrzał Chełkowski, że mimo woli przez swą nieoględność pozbawił się tak pięknych dochodów. Ależ bo mniemał, że w tym powszechnym chaosie publiczność raz tylko się zgromadziła dla celu widowiska, a później zajęta czym innym o teatrze i myśleć nie będzie. Lecz dzięki energii Nowińskiego interesa wzięły inny obrót. Zmylił się więc Chełkowski w swych wyrachowaniach, ale postanowił nie siedzieć bezczynnie. Z nami stosunki były zerwane na zawsze. Przedsięwziął sam próbować szczęścia.

Teatr od Rodakiewicza był wydzierżawiony przez Nowińskiego i bez jego wiedzy nikomu nie mógł go wynająć choćby na godzinę. Udało się Chełkowskiemu pół prośbą, pół groźbą wymóc na włascicielu dozwolenie jednego widowiska zaraz po Nowym Roku z tytułem oddania połowy dochodu na korzyść formującego się w Lublinie pułku Złotej Chorągwi! Pod takim tytułem nie było podobna i nam odmówić ustąpienia sceny. Ale Nowiński nie próżnował. Jeśli co nowego napisał lub jakie ważniejsze dzieło miał wystawić, to chodził z egzemplarzem pod pachą po miejscach, gdzie się towarzystwa zbierały, i zachwalając dzieło czytał lub deklamował z niego celniejsze sceny, mówiąc: “Mosanie! (to było jego przysłowie) Mosanie! Co to za moc! Co za styl! To wszystko nic! Jak się to dopiero wyda na scenie, to, mosanie, trzeba widzieć i chyba nie mieć kropli krwi w sobie, żeby sie nie rozrzewnić do łez i brawa nie bić, aż ręce popuchną! Albo ta scena! Co tu za dowcip! Co za komizm! To boki pękną od śmiechu”. Lub: “W tej śpiewce jaka to myśl ukryta, jaka przenośnia!”.

Wyszukaj

Wpisz poniżej wyszukiwaną frazę, po czym wciśnij przycisk "Szukaj".

Cookies

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony oznacza, że cookies będą zamieszczane w Państwa urządzeniu; więcej informacji znajdą Państwo w polityce prywatności.

Należy zaakceptować cookies, aby przeglądać zawartość strony. Decyzję można w każdym momencie zmienić w ustawieniach przeglądarki.